niedziela, 29 czerwca 2014

Jak (bezstresowo) odpieluchować dziecko w tydzień

Tak serio, to nie wiem :D

Do tematu pozbywania się pieluszki podchodziłam ekstremalnie luźno i intuicyjnie. A jak było - opowiem.

Nocnik kupiliśmy Orze baaardzo wcześnie, pod wpływem impulsu. Grał wprawdzie jakąś wściekłą melodyjkę, ale temu zaradził Tata-ze-śrubokrętem. Niestety, kiedy już Córa wykazywała nim zainteresowanie - okazało się, że jest za duży na Jej mały kuperek. Kupiliśmy więc inny, tym razem idealny.
W międzyczasie dostaliśmy bardzo fajną nakładkę na muszlę, którą Dzięcielina powitała entuzjastycznie.

Pierwsze, wyraźniejsze sygnały gotowości do akcji "żegnaj pampku" Córa zaczęła wykazywać około drugich urodzin. Noce "na sucho" przesypiała jeszcze wcześniej. Właściwie już wtedy mogliśmy zacząć kampanię. Nie zdecydowałam się na to bo, primo - puszczanie Dzidzioła żeńskiej proweniencji w samych majteczkach, choćby jeno w domowych pieleszach, w okresie jesienno-zimowym - jako żywo kojarzyło mi się z zapaleniem pęcherza. Secundo: wysadzanie na dłuższych spacerach i innych plenerowych wypadach, nawet zakładając że znalazłabym na czas miejsce nie-pod-chmurką, w kontekście kombinezonów i innych atrakcji - skutecznie mnie zniechęciło.

Proponowaliśmy więc, owszem, nocnik i nakładkę, ale w domu, bez nacisków, żeby nie powiedzieć na dużej (nomen-omen) "zlewce" ;) Oporów nie było, ale i szału nie.

Ranna wizyta (często synchroniczna, ze mną lub Przemkiem) w toalecie szybko weszła w zwyczaj. W ciągu dnia bywało różnie. Po części wiązało się to z okolicznościami (długie podróże komunikacją miejską, przebywanie w miejscach nie zawsze zapewniających komfortowe warunki do czynności higienicznych  ;) ), po części - mojemu brakowi konsekwencji i przekonania do sprawy.

Jednak w końcu, z nadejściem ciepłych pór roku, poczułam presję, żeby coś z tym fantem zrobić.
I tak, dwa tygodnie temu, z dnia na dzień zdjęliśmy pieluszki. Całkowicie. Nawet na wyjazdy, wyjścia i inne atrakcje zabierałam jedynie ubrania na zmianę. Orkowa pupa od tamtego czasu widziała pampacza (wielorazowego, żeby nie było) dwa razy - raz, kiedy jechaliśmy na Kupalnockę, na Zamek, gdzie cały dzień spędzaliśmy na dworze, przy umiarkowanie ciepłej pogodzie, a zasób reko ciuchów na zmianę miałam ograniczony i drugi - kiedy jechałam z Aurorą załatwiać "sprawy urzędowe" i nie miałam pojęcia ile czasu spędzę w kolejkach i podobnych okolicznościach, a liczyłam się z faktem, że do najbliższej łazienki może być daleko.

Pierwsze dwa dni to było moje pilnowanie i wysadzanie co 2h (raz coś ciurkało, a raz nie, raz do muszli, raz na dywan - rozmaicie).
Po dwóch dniach osiągnęliśmy poziom komunikowania każdego "przypadku", ale na sekundę przed lub nawet już w trakcie. Nie zrażeni kontynuowaliśmy eksperyment. Ograniczyliśmy się też jedynie do pytania, "czy chcesz siusiu?", rezygnując z komunikatu "idziemy się wysiusiać" i odcedzania prewencyjnego.

Po kolejnych dwóch dniach- Ora zaczęła uprzedzać każde siusiu i niesiusiu, a nawet, w razie konieczności odczekiwać ilość czasu potrzebną na dotarcie do toalety.

Nie chwaliliśmy, nie nagradzaliśmy, nie biliśmy braw.
Mówiliśmy: "zrobiłaś siusiu do nocnika", uśmiechaliśmy się, ściskaliśmy, zdarzało się nam przybić piątkę.

Po tygodniu i pół uznałam, że mamy Dziecko całkowicie odpieluchowane. Wieluszki idą na strych.

Absolutnie nie negując założeń NHN, stwierdziłam już dawno, że jestem na nie zwyczajnie zbyt leniwa, a nie uważam, żeby używanie pieluch miało zły wpływ na psychikę dziecka i relację z rodzicami.

Natomiast, jeśli ktoś już pieluchuje - wydaje mi się dobrym pomysłem czekanie na moment, w którym dziecko będzie gotowe pożegnać się z pampkiem. Z mojego doświadczenia wynika że wtedy przebiega to łatwo i bezstresowo dla wszystkich.

A jak to było u Was?
Pin It Now!

9 komentarzy:

  1. Widzę pewną sprzeczność - z jednej strony piszesz "nie chwaliliśmy, nie nagradzaliśmy, nie biliśmy braw", a z drugiej, że mówiliście "zrobiłaś siusiu do nocnika", po czym uśmiechaliście się, ściskaliście ją albo przybijaliście piątkę. Według mojej wiedzy uśmiech rodzica, przytulenie albo piątka właśnie jest formą nagrody, okazania aprobaty za zachowanie pożądane. Spełnienie Waszego oczekiwania. Czemu tak trudno się przyznać, że modelujecie - jednak behawioralnie, jakby nie patrzeć - zachowania Aurory?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I. może Ty używasz uśmiechu jako wyrazu aprobaty i narzędzia warunkowania. My uśmiechamy się kiedy nam wesoło, przybijamy piątkę dzieląc się radością, a ściskając dajemy upust naszym emocjom. Bez podtekstów i ukrytych motywów.

      Nasze reakcje były właśnie tym - REAKCJAMI, spontanicznymi,pojawiającymi się w zależności od nastroju, a nie planowym, każdorazowo odpowiednio dawkowanym bodźcem, mającym wzmocnić pożądane przez nas zachowanie.

      Przypuszczam, że wg. Ciebie nie ma różnicy.
      Według nas jest wręcz przepaść między jednym, a drugim - i tu właśnie się różnimy.

      Usuń
    2. Wiewórka, nie wkładaj mi w palce, czegoś, czego nie napisałam :P I nie przypuszczaj, skoro mnie nie znasz, bo zacznę myśleć, że to przytyki. To Ty tu się uzewnętrzniasz, więc rozmawiajmy o Tobie. Ja PYTAM. Tak samo jak teraz zapytam - co w takim razie wg Ciebie / Was jest pochwałą, nagrodą, której się wystrzegacie? (I nie mów mi tu o skrajnościach typu "słodycz za pożądane zachowanie".)
      Dziecko patrząc na rodzica po zrobieniu czegokolwiek, nieważne dobrego, złego... "skanuje" jego mimikę szukając wyrazu aprobaty dla swojego postępowania. REAKCJA też może być POCHWAŁĄ - o to mi chodziło, gdy pisałam pierwszy komentarz.

      Usuń
    3. I. może istotnie znadinterpretowałam Twoją wypowiedź, ale sformułowanie nt. "przyznawania" mocno kojarzy mi się z milionem bezowocnych dyskusji, które na różnych forach prowadziłam i którymi... No których mam dość powiedzmy, a już na pewno nie zamierzam ich prowadzić na własnym blogu.

      Nagrodą jest wszystko, czego uzyskanie uzależnione jest od tego, czy dziecko zachowało się tak, jak Ty chcesz. (Za Słownikiem języka polskiego: nagroda
      1. «dyplom, odznaczenie, pieniądze lub wartościowy przedmiot będące formą uznania lub wyróżnienia za osiągnięcia, zwycięstwo w konkursie, w zawodach itp.»
      2. «wynagrodzenie za poniesione straty lub cierpienia»).

      Pochwałą jest każdy komunikat zawierający element OCENY (za Sjp: "pochwalić «wyrazić pozytywną opinię o kimś lub o czymś»", wartościowania i (moja, rozszerzona definicja) artykułowany w celu wzmocnienia pożądanego zachowania.

      REAKCJA nie jest pochwałą bo nie zawiera elementu oceny i nie ma obliczonego celu.
      Pochwała może być sztuczna, nieszczera. Reakcja nie.

      Używanie pochwał wpływa tak na dziecko, jak na rodzica - jego myślenie o dziecku, traktowanie go jako kogoś, kim można (czy wręcz należy) manipulować.
      Pochwały i nagrody wychowują dziecko na istotę zewnątrzsterowną, uzależnioną od cudzej oceny siebie, swoich dokonań możliwości.

      Dla mnie jest istotne, czy motywem dziecka jest sprawienie mi radości, czy otrzymanie pochwały.

      Usuń
    4. No SJP mogłaś sobie darować :P
      Dobra.. ale idąc dalej w dywagacje na temat tego, że reakcje, tak jak oceny mają swój "znak", bo przecież reakcja radosna jest oczywiste czymś pozytywnym, w przeciwieństwie do reakcji smutku?
      I jeszcze jedno pytanie: jak udało Wam się wyplenić ze swojego zachowania - bo domniemam, że wychowywani byliście w inny sposób, do tego dochodzi Twoje harcerstwo, a tam przecież już w ogóle nagrody i pochwały przy okazji każdego rajdu.. jak udaje Wam się trzymać obranego sposobu postępowania? Wydaje mi się, że to wymaga dużo wysiłku i ciągłej kontroli.

      Usuń
    5. Chciałam być precyzyjna :P Reakcja ma, jak mówisz "znak" ale to jesz znak naszych emocji, a nie znak wartości tego, co zrobiło dziecko. Reakcja nie wartościuje czynności, którą wykonało dziecko - dotyczy nas, naszego wnętrza. Nie stwarza pozorów obiektywizmu, czy prawdy ogólnej (w przeciwieństwie do oceny).

      Faktycznie, na początku dla osób które były wychowywane dyrektywnie, powstrzymanie się od niektórych komunikatów i zachowań jest trudne, wręcz nienaturalne. Nasza zewnątrzsterowność jest tak głęboko zakodowana, że w momencie rozproszenia rodzicielskiej uważności (kontrola nie jest słowem, jakiego bym tu użyła, bo kojarzy mi się z rodzajem ograniczenia, a zmiana stylu komunikacji w tym wypadku ma charakter raczej inspirujący i uwalniający) , niejako "z automatu" pchają się nam na usta różne "brawo", "ślicznie" itp.
      Nie mniej jest tak głównie przez pierwszy moment, później "nowy" sposób komunikacji wchodzi w krew (podobnie jest z PBP).

      Od początku nie chwalimy Ory, od początku do Niej mówimy, dlatego chyba ten styl stał się dla nas naturalny zanim jeszcze Córka na dobre zaczęła rozumieć o co cho :D

      Usuń
  2. U nas wyglądało to podobnie. Pewnego dnia Zo chwyciła nocnik, zdjęła spodnie i majtki i zrobiła do niego siusiu. Od tego czasu już nie nosi pieluszek. Od kilku tygodni nie zdarzyła jej się żadna wpadka, choć bywa, że ubrania są zdejmowane na ostatnią-ostatnią chwilę.

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas bylo podobnie. Zadnego idiotycznego "treningu czystosci", zadnego latania za dzieckiem, wysadzania i czytania bzdur, ze dwulatek musi byc odpieluchowany, ze to jakas magiczna granica i ze to od determinacji/lenistwa rodzica zalezy. Syn w wieku 2 lat i 7mc sam w tydzien sie odpieluchowal w dzien. To byl grudzien wiec na spacery i tak zakladalam pieluche by nie skonczyc z zapaleniem pecherza gdybysmy nie zdazyli do toalety. Na wiosne przestalam. Ma kamienny sen i dlugo nie kontrolowal sie podczas snu. Ponownie w nosie mialam rady by go "wysadzac na spiocha" czy wybudzac w nocy na sikanie. Wydalo mi sie to nieludzkie wiec spokojnie zakladalam pieluche na noc i na jazde autem bo zwykle zasypial. Nie wiem czemu mialoby sluzyc budzenie sie w zasikanej poscieli czy foteliku. Miesiac temu skonczyl 4 lata (tak, cztery - o zgrozo) i juz w zasadzie co drugi dzien wstaje z sucha pielucha. Gdy bedzie sucha codziennie zrezygnuje z niej. Na jazde autem czy 2-3 godzinna drzemke nie zakladam juz od 9 mc. To sie wszystko dzieje naturalnie i naprawde bez praktycznie zadnej ingerencji czy wysilku ze strony rodzica, bez tony mokrych majtek i zasikanych dywanow pod warunkiem ze da sie dziecku CZAS zamiast uczestniczyc w wyscigu i utozsamiac czas odpieluchowania z poziomem geniuszu dziecka. Dokladnie tak jak z nauka chodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba również muszę zdecydować się na ostre cięcie i po prostu "wytrzymać" (bardziej ja, niż syn) bez pieluchy cały dzień, a potem kolejny i kolejny. Na razie to z rana jest pieluszka, bo Tymek nie bardzo chce kupkę robić na nocnik, później ściągamy, ale już na podwórko raczej z pieluchą, no i na noc też.
    Co do wątku "pochwał" to również uważam, że uśmiech jest po prostu naturalną reakcją. Przecież nie będziemy mieć kamiennej twarzy, to dopiero byłoby sztuczne. Dziecko w takiej sytuacji też z reguły czuje radość, wie że zrobiło coś nowego, doświadcza czegoś nowego.
    Mam książeczkę Nocnik nad nocnikami, całkiem mądrą, ale we fragmencie "pochwalnym" (mama mówi tam coś w stylu: jestem dumna itp.) zmieniam tekst: na "o, zrobiłeś kupkę".

    OdpowiedzUsuń