wtorek, 20 marca 2012

O gryzieniu, włoskiej mafii i rozgwiazdach

Pierwszy w tym roku kontakt trzeciego stopnia z naturą uważam za odbyty. Wynik - pszczoła użarła mnie w stopę. I przeżyła skubana, bo żądła nie zostawiła, szlag by ją! W Sobotę zalegaliśmy rodzinnie i kangurowo w Puszczy Bukowej. Tłuuuuumy mówię Wam. Słonko przygrzało i stonka wyległa. Jak na Marszałkowskiej. Ale fajnie było zaiste. Cieplutko. Mrrrrrrrrr...

Stylizacja głowy Młodej nie jest efektem moich modowych eksperymentów, a jedynie skutkiem faktu, że niczym zima drogowców, tak nas zaskoczyła wiosna - bez lekkiej czapki, a ubieranie Jej Maleńkości w gruby polar przy takiej temperaturze, to byłaby zbrodnia.

A po drodze śledzili nas Włosi. Już myślałam, że mafia, ale po prostu wybrali się w to samo miejsce, co my. Jak i połowa Szczecina co najmniej.

Od dwóch dni mamy czas gadulca - wszelkie intonacje od szeptu do pisku, modulacja zdaniopodobna, dźwięki najróżniejszego autoramentu 24h/dobę z przerwami na sen (jedzenie nie jest przeszkodą). A wczoraj w czasie masażu Dziecko mruczało. Autentycznie! Jak pers jakiś :D

Śpi coraz mniej, rozgląda się w czasie spacerów i zaczepia ludzi. I właśnie próbowała spełznąć z materaca (wys. ok 10cm, więc spokojnie). Udało się nogom, zanim Matka wkroczyła do akcji.

A w sobotę mała Rozgwiazda idzie na basen. Ha!
Pin It Now!

5 komentarzy: