piątek, 16 marca 2012

Oficjalne przeprosiny i Herkules

Oficjalnie przepraszam Mojego Męża za oszczercze rysunki zamieszczone w poprzedniej notce (muszę, bo chodzi teraz po domu mamrocząc pod nosem "kalumnie", "oszczerstwa" i "Chociażbyś jak śnieg była czysta, jak lód nieskalana - i tak nie ujdziesz kalumnii"). Oświadczam, że Mąż mój nie przykrywa głowy poduszką, kiedy słyszy płacz Córki, za to cudownie się nią zajmuje, dzięki czemu jej Matka może spokojnie i komfortowo wziąć prysznic. Rysunki były fantazją autorki zawierającą jedynie niektóre rzeczywiste wydarzenia.

Wiecie, z niemowlęciem tak bywa, że nadmiaru czasu nie bywa. Z tej przyczyny w kuchni rosła od niejakiego czasu szklano-metalowa i niezbyt czysta góra, umiejscowiona w zlewie (że życie rozwijające się niewątpliwie na jej zboczach nie wymyśliło jeszcze koła to jakiś niewyjaśniony ewenement).
Co na bieżąco pomyłam, to na bieżąco zużyłam, bilans wychodził na zero. I zarastałaby tak dalej kuchnia Augiaszy, ale przyszedł mój boski (jak sama nazwa wskazuje) Herkules i pozmywał. :*:*:*
Pin It Now!

5 komentarzy:

  1. Oj tam, oj tam. Rysunki były ciekawe, a sytuacja pewnie u niejednej z nas podobna była.
    A ja też mam mojego "Herkulesa" co naczynia pomaga zmywać, a raczej wstawiać do zmywarki, bo twierdzi, że ja źle ustawiam i wszystko się nie mieści.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój mąż też czasem się nade mną zlituje i pozmywa ;) Z zajmowaniem się płaczącym dziecięciem bywa jednak różnie...

    OdpowiedzUsuń
  3. To coś jakby "Ty też bądź bohaterem w swoim domu" :D

    OdpowiedzUsuń
  4. ale się ubawiłam :)))) Na mojego Herkulesa jego góra ciągle czeka...

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie w zlewie naczynia się mnożą, na serio, rozmnażają się, tylko nie wiem czy przez kopulację czy raczej przez pączkowanie, ale co przyjdę pod zlew, to więcej ich jest i piętrzą się, oj piętrzą, Herkules tez by nam się przydał, oj przydał! A rysunki w poprzednim poście przezabawne były i nic a nic nie ubliżały Ojcu, więc niech się już nie focha.

    OdpowiedzUsuń