- U ortopedy byłyśmy, o chuście nic nie wspomniał. Jej Maleńkość jest prosta, gdzie powinna być prosta i zaokrąglona tam gdzie przewidziano. Biodra w idealnym porządku. Nawrzeszczała na lekarza, że śmiał ją wymazać jakimś śluzem i jeszcze kazał Mamie unieruchomić. Za to pielęgniarka zachachmęciła nam książeczkę zdrowia! I musimy odtwarzać, pytanie, czy do jutra się uda, bo jutro do homeopatki się wybieramy.
- 6 stycznia będziemy tu (z Inko i Huginnami):
- Maleńki Bukłaczek (na mleko) przechodzi sama siebie. W drugi dzień Świąt znaleźliśmy ją w łóżku leżącą w poprzek, podczas gdy pamiętam dokładnie, że kładłam ją wzdłuż i absolutnie nie jest to efekt mojego niewyspania.
Piska z radości. Śmieje się i gada do Tatki, i wodzi za nim oczyma. Raz nawet się od mlekopodajnika oderwała, bo znikł jej z pola widzenia. Była mocno podejrzliwa, kiedy Tata mówił do niej z jakiegoś małego ustrojstwa (telefon).
Śmieje się w głos i guga do mnie. Raz obudziła się i leżała cichutko w koszyku, ale już zaczynała denerwować. Podeszłam, żeby wziąć Ją na ręce, a Ona próbowała się roześmiać i rozpłakać jednocześnie. Zapiera mi dech, obłędna Moja.
Śmieje się i chwyta mlekopodajnik.
Śmieje się do babć, ciotek i Wuja. Śmieje się do wszystkiego. Do półki nad łóżkiem, do Niedźwiedzia Nefbjorna, do lampki nocnej, do Lwa Leonidasa (zwłaszcza, jak go Przemek "animuje"), do tubki z maścią majerankową, do Owcy Onomatopei, do choinki, do Osła Onufrego i nawet do zakraplacza, jak ma zapchany nosek. Gada nawet sama do siebie. Zazulka-Kukawka.
Machając kończynami potrafi pacnąć się z całej siły w czoło. Umie stopą chwytać nas za koszulki.
Wie, że jak rozpinam bluzkę, to dostanie jeść (przestaje się wściekać), jak Przemek kładzie ją w łazience - to będzie prysznic (zaczyna śmiać się do kaloryfera i gadać do ręczników). Kiedy budzi się w nocy - uspokaja się, kiedy pogłaskać Ją po głowie.
Dziś po ostatnim nocnym karmieniu (ok. 5 rano) odłożyłam ją na nasz materac, kawałek od siebie (jakieś 15-20cm) i odwróciłam się, coby przytulić niedopieszczonego Małżonka. I zasnęłam. Kiedy obudził nas budzik, poczułam, że coś mnie smyra po plecach, a kiedy się (ostrożnie!) odwróciłam - coś małego i rozkosznie cieplutkiego usiłowało skompresować swój nos z moim biustem!
Nie mam pojęcia, jak Ona tę głowę przetaszczyła (bo pupa została na miejscu)! Najpierw się wzruszyłam, że Dziecię dokonało cudów heroizmu, bo się przytulić chciało, ale mlaskanie i dziobanie szybko wyjaśniły mi jaką motywacją kierowała się Wędrowniczka przez połacie Materaca. Ehhh naiwna matko!
- Jutro jedziemy też do Klubu Kangura (nowa ekipa przejęła władzę ;) ) i z babeczkowymi podziękowaniami do szpitala (tylko dla tych, co im się należy ;) )
- I znów ktoś mi skurczył śpiochy!
- Dieta matki karmiącej to jakiś mit jest i bzdura. Zdrowo jeść trzeba zawsze i tyle. W Święta jadłam wszystko (po za karpiem, z przyczyn smakowych i humanitarnych) i obie mamy się dobrze! Ha!
Jam pazerna jest. Mam mnóstwo zachcianek. Ale nawet jeśli nie otrzymam już nic - to i tak będę miała WSZYSTKO czego potrzebuję. Siebie i Jego i Ją. I wielkie, WIELKIE szczęście.
Czego w nowym i wszystkich kolejnych rokach i Wam (niegramatycznie) życzę :) Pin It Now!