środa, 28 grudnia 2011

Blask

Narażę się wszystkim nowoczesnym Paniom domu, narażę solidnie.
Ja wiem, że można Święta spędzić w dresie i jedząc kupne pierogi, za to bez stresu i w świętym spokoju. Ja nawet jestem w stanie dostrzec w takiej modle spędzania Bożego Narodzenia nieco zalet. Ale to nie moje Święta byłyby. Ja - wybaczcie mi wszystkie dbające o siebie, feministyczne i wyzwolone - ja wolę nie dospać, nie napisać notki na blogu, wnerwić się pięćset razy, paść z wyczerpania na pysk i naderwać kręgosłup.

Nie dlatego, że "tradycja", że "wypada", czy żeby kogokolwiek zadowalać. Ja to wole uczynić dla własnej ekstazy. Na widok doskonale eklektycznej choinki, na której są wysmakowane bombki, ozdoby czynione ręcznie przez trzy pokolenia kobiet, cukierki, ciasteczka, pierniki, orzechy, frywolitki, szyszki, światełka i akurat-w-sam-raz dobrana (przez Przemka) ilość włosów anielskich (lawety, jak stwierdził znajomy dzieć). Dla dzikiej satysfakcji, jakiej doznaję na widok pięknie ubranego i jęczącego pod przysmakami stołu. Euforii, w jaką wprawiają mnie świąteczne zapachy. Ja to mogę okupić nawet przedświątecznym powarkiwaniem na Męża. On z kolei zdecyduje się na podobne wyrzeczenia dla wysprzątanego na błysk mieszkania :D (wcale nie na błysk, no co ty, po wierzchu przejechane). Może to i powierzchowne. Prawie na pewno.



Ale to moje zmęczenie i moja euforia, więc po za Mężem - nic nikomu do tego. Ja tak chcę i tyle :D Raz na jakiś czas mogę pocierpieć w imię piękna :D

Inna sprawa, że w tym roku pojechaliśmy po bandzie. Menu naszej imprezy nieco nas przerosło. Po za barszczem, który tradycyjnie już kisze na lewobrzeżną (Żukowską&ską) Wigilię (jako pierwsza po prababci, której się to udało - mama i babcia zrezygnowały po pierwszej próbie, a ja wymiatam :D) mieliśmy do przygotowania całą imprezę pierwszo-dniowo-świąteczną (na 14 osób licząc Aurorę), na której menu złożyły się (a tak, chwalę się, bom z nas dziko dumna :D):
  1. pierogi z makiem
  2. pierogi z kapustą i grzybami (przy współudziale Kaszydła)
  3. kapusta z grochem w wersji postnej i sytnej
  4. jajka z kawiorem
  5. śledzie w oliwie 
  6. śledzie w jogurcie
  7. sałatka jarzynowa
  8. ucha (zupa rybna)
  9. gęś marynowana w winie, faszerowana kaszą gryczaną
  10. piernik piwny w dwu wersjach
  11. orzechowiec
  12. pieczone jabłka
(krajobraz po bitwie ;) - przed nie zdążyłam z aparatem)
Ha! Dodam jeszcze, ze po za numerami 2, 4, 5, 6 i 7 - są to potrawy w naszych rodzinach dotąd nie podawane :D I po za śledziami wszystko wyszło przednio, smacznie, niebiańsko i pachnąco :D:D:D (śledzie nie bardzo, bo okazały się nie pierwszej świeżości niestety - sprzedawcy już więcej nie zobaczycie i nie pytajcie, gdzie został zakopany - wiecie tuż obok nas jest plac budowy ;) ).

Wigilia była rodzinna, ciepła, jak zawsze spóźniona i lekko zabiegana aż do momentu zasiądnięcia za stołem (najpierw jednym, potem drugim), obfita w prezenty i życzenia.

Impreza nasza była nerwowa jak mysz w klatce z 12 kotami, ale ostatecznie satysfakcjonująca, kolędująca i tłoczna :D

Drugi dzień - tradycyjnie rozpoczęty w lesie Rajdem Herbacianym, na którym z roku na rok coraz liczniej prezentowane jest pokolenie Aurorowe. Potem (też tradycyjnie) obiad u Mamy.
Popełnione przez Męża i Tatę


A potem był w końcu wieczór taki, jak być powinien. Cichy i błogi, w mroku rozświetlonym lampkami choinki, przy lampce wina/soku porzeczkowego i świecach, w cieple i bliskości, ze śmiechem Dziecka.
I wiecie, są takie uśmiechy, jest taki wilgotny blask oczu, których nie da się opisać i uwiecznić na zdjęciu. Których piękno jest ulotne jak zapach jodłowych gałązek i kruche jak opłatek, miękkie jak włoski na małej główce, i niezapomniane jak Miłość.

I takiego piękna Wam życzę dalecy znajomi i bliscy nieznani, przyjaciele oraz krewni królika, stali bywalcy i przypadkowi przechodnie i Tobie, która sama nie wiesz, co tu robisz.
Z okazji Świąt, co już minęły,  a przecież trwają w tej jednej małej chwili. Z całego, przepełnionego wdzięcznością serca.

Wiewi00ra
Pin It Now!

9 komentarzy:

  1. można Święta spędzić w dresie i jedząc kupne pierogi, to bym dopiero stres miała jakbym tak spędzała te święta :D
    Ja w tym roku wymiatałam makowcem, i kleiłam z mamą 6 rodzajów pierogów po kilkaset sztuk :D i barszcz na zakwasie był i grzybowa z własnoręcznie zebranych przez rodziców prawdziwków i uszka samoczynnie klejone i wszystko było robione przez nas a kupny był tylko opłatek :)
    ...i jedno tylko mnie wkurzyło... gdzie jest śnieg?!

    OdpowiedzUsuń
  2. O dziewczyno!!! Aż mnie skręca po przeczytaniu menu - wielkie WOW :D Jak wyszła gęś z kaszą? Jestem ciekawa bo uwielbiam! Przedostatni akapit jest też moim idealnym wieczorem - pięknie...

    OdpowiedzUsuń
  3. u nas jak u Hafii też było tradycyjnie, wszystkośmy zrobiły własnoręcznie + oczywiście sprzątanie, a w świętach właśnie najbardziej lubię lenistwo po przepracowaniu

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeciwko kupnym pierogom nic nie mam, ale święta w dresie to nie dla mnie ;-)

    Śliczna z Was rodzinka ;-)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie dość, że spędziłam święta w dresie, to jeszcze nawet pierogów nie kupiłam, po prostu ich nie było, bo mój luby na diecie, a i mnie by się przydało ograniczyć węglowodany. Powiem tak: zależy, co komu potrzebne do szczęścia - jeżeli ktoś odżywa w otoczeniu bliskich przy suto zastawionym stole, to niech to ma. Jeżeli ktoś nie ma na to ochoty, to po co udawać świąteczny nastrój, skoro się zwyczajnie go nie czuje. Życie jest za krótkie na robienie czegoś wbrew sobie...

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja nie znam nikogo kto w dresie i przy kupionych pierogach spędza Święta.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak, jak mówisz Margot - co komu potrzebne :)

    Grzegorzowo - dzięki :)

    Agnieszko gęś wyszła naprawdę zacnie - zadowolonam, zwłaszcza, że to był mój gęsi debiut. Gąska wyszła winna, cudownie przypieczona. Farsz też niezły, ale mam już pomysły na kilka modyfikacji :D

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja nie znam nikogo kto spędza Święta w dresie i z pierogami ze sklepu.
    Pozdrawiam Noworocznie!

    OdpowiedzUsuń