wtorek, 16 grudnia 2014

Retrospekcja, czyli remanent zaległości albo lista nieopisaności

Pytacie czemu nie piszę co u mnie i czemu blog krzaczorami zarasta.
Odpowiedź jest prosta i odwieczna - NIEOGARNIAM.

Ale jest cień szansy, że sytuacja poprawi się na przestrzeni świątecznych dni.
Na razie lista spraw nieopisanych, a wydarzonych:

- Tydzień Bliskości w Szczecinie
- IV rocznica naszego ślubu
- urodziny Przemka
- urodziny Aurory
- powstanie Dobrego Momentu
- decyzja o założeniu mikroszkoły demokratycznej
- wydanie IV numeru Kwartalnika Laktacyjnego
- wizyta na "ostrym" w szpitalu na oddziale ginekologicznym i radosna dysputa z lekarzem, który zapytanie o zamiennik leku uważa za ujmę dla honoru, a doradczynie laktacyjne za oszołomki - sztuk jeden
- pogrzeb w rodzinie
- planowane śluby przyjaciół - sztuk dwa
- wysprzątanych, gotowych świątecznie domów - sztuk zero
- a także zajęcia rozwojowe Dziewczęcia, miliony spotkań, dyskusji, wrażeń, pytań od i do, kilka filmów i spektakli, warsztatów, zaskoczeń i rozczarowań

C.D. niewątpliwie N.

Pin It Now!

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Czwarta część czystego mleka :)

Zapraszam do lektury kolejnego numeru Kwartalnika Laktacyjnego!

W środku mnóstwo ciekawych tematów.
A z mojej strony:
- Odporność? Naturalnie! - na życzenie niektórych z Was przegląd naturalnych sposobów wspierania odporności.
- A właśnie, że się da. Rodzicielstwo bez kółek - czyli o chustach raz jeszcze.
- Wywiad ze mną :D
- Zabawki wszech czasów - patyk
- I mój własny, doskonalony przez lata przepis na wigilijny barszcz :D

Bierzcie, czytajcie :D
http://bit.ly/4numerkwartalnikaLakt


Pin It Now!

czwartek, 27 listopada 2014

Słowotwórczość (na szybko)

Jak się nazywa osiołek, przyjaciel Kubusia Puchatka?
KłapNaMuchy!

- Mamo, rajstopki są dużo bardziej FUNKCJONALNE (!!!!!!!!!!!!) od spodenek, bo mają stópki!

O żeż! Trzyletnia poliglotka, jak rany!
Pin It Now!

środa, 12 listopada 2014

Steiner miał rację!



Ósmego prowadziłam spotkanie KK na temat pedagogiki waldorfskiej i metody Montessori, podczas którego mówiłam o tym, że przykład wychowawcy/opiekuna jest podstawowym (ważniejszym i lepszym niż ustne instrukcje i napomnienia, że o karach i nagrodach nie wspomnę) narzędziem wspierania rozwoju dziecka i kształtowania się jego osobowości w ujęciu Steinerowskim.

A dziś dostałam pod sam nos dowód na prawdziwość tej tezy (nie pierwszy wprawdzie, i nie żebym jakoś specjalnie go potrzebowała).
Kiedy brałam rano prysznic, Ora przyszła do łazienki zrobić siusiu. Ponieważ nie chciałam wychodzić spod natrysku – zadowoliła się nocniczkiem. Po chwili, zza zasłonki słyszę dźwięk odkręcanego kranu w umywalce.
Pomyślałam, że samorzutnie postanowiła umyć rączki. Jednak po dłuższej chwili usłyszałam podekscytowany głos: „Mamusiu! Umyłam nocniczek!”

No umyła!
:D :D :D
Pin It Now!

Myślę po polsku



Pytać człowieka czy jest patriotą to trochę jak pytać mężczyznę, czy kocha swoją żonę.
To rzecz intymna, niezwykle prywatna.
Każdy inaczej definiuje miłość. Każdy inaczej ją odczuwa. Inaczej wyraża.
Są tacy co obsypują kobietę kwiatami raz na rok, a potem zapominają, są i Ci, co publicznie nie wezmą nawet za rękę, ale każdym czynem i myślą udowadniają uczucie.
I nie wiem, czy patriotyzm jest powodem do dumy. Bo jeśli jest z nim tak, jak z miłością – to nie do końca zależy od nas, prawda? Trochę nas to trafia, trochę jest nam dane, jak szczególny dar, albo i przekleństwo w niektórych przypadkach.

Trochę też się tego (jak i uczuć i ich wyrażania) uczymy. Wynosimy z domu, testujemy metodą prób i błędów, podglądamy u rówieśników. Albo podczytujemy w tomikach wierszy i podpatrujemy w komediach romantycznych, podsłuchujemy w hitach z list przebojów i pieśniach epok minionych.

Ktoś powiedział mi niedawno, że nie chce wychowywać swojego dziecka na patriotę. Bo nie chciałby, żeby kiedykolwiek poświęcało swoje szczęście w imię dobra kraju, który o nie nie dba. Żeby w imię patriotyzmu rzucało się z motyką na beton, którego nie da rady zmienić.


Patriotyzm to takie duże słowo. Tak przeraźliwie wyświechtane.

Dla mnie…

Patriotyzm to nie jest chodzenie na marsze i powiewanie chorągwiami.
To nie stanie na warcie pod pomnikami, nie wiersze i akademie.
Patriotyzm dla mnie to nie martyrologia, nie mundur i krew, nie powiewający sztandar i biały ptak na czerwonym płótnie, nie smętne pieśni i apele poległych.

Ja nie neguję potrzeby podtrzymywania pamięci. Nie umniejszam heroizmu.
Ale walka zbrojna to dla mnie przeszłość (i modlę się, żeby tak pozostało). A patriotyzm to dla mnie coś, co jest tu i teraz.

Patriotyzm to kupa, którą sprzątasz po swoim psie.
Patriotyzm to sąsiadka-staruszka, której pomogłeś wnieść po schodach zakupy.
To kupiona książka i piosenka polskiego artysty.
To młoda matka, której pomogłeś wnieść wózek do tramwaju.
To śmieci, których nie wywiozłeś do lasu i pet, którego nie cisnąłeś na chodnik.
I ten gruby chłopak, z którego nie nabijałeś się w szkole, tak jak reszta kumpli.
To krew, którą oddałeś, choćby raz w życiu.
Patriotyzm to nielanie we własnej bramie. Ani w sąsiedniej. Ani w żadnej innej.
To przepuszczona w kolejce „ciężarówka”.
To wybory na które idziesz, nawet z narzekaniem, że „nie ma na kogo…”, zwłaszcza samorządowe. Albo te, w których startujesz.
Patriotyzm to porządnie położony chodnik przed Twoim domem i dzieciaki, które mogą się spokojnie bawić na podwórku, bo „jakby co” to każdy sąsiad zareaguje.
To reszta wydana co do grosza i urzędnik, który NAPRAWDĘ stara się pomóc Ci uzyskać to, po co przyszedłeś do urzędu.
Patriotyzm to sposób, w jaki odzywasz się do swojej matki i w jaki mówisz o niej kumplom.
Patriotyzm to to, jak traktujesz swoje dzieci.
Patriotyzm to to, jak pracodawca podchodzi do swoich pracowników.
I na odwrót.
Patriotyzm to wystawienie nosa po za „moją sprawę”. To poczucie, że każda sprawa, z którą się stykam jest w jakimś stopniu moja. To wspólnota. Współodpowiedzialność. Solidarność bez podtekstów politycznych.

Moja Córka zna wiersz Bełzy (bez dwóch ostatnich wersów). Wie, że do centrum Szczecina jeździmy przez Płonię, Regalicę, Parnicę i Odrę. Zna godło Polski i Szczecina. Umie na mapie naszego kraju pokazać swoje miasto i Gdańsk (tam wyjechał Tato, kiedy go cztery dni nie było w domu). Wie, że Brama Portowa to pozostałość murów, które dawno temu otaczały miasto.

Wie też co w tramwaju i autobusie oznaczają znaczki z ludzikiem z laską, z krzyżykiem i z małym ludzikiem na kolanach dużego. Wie, że na naszym placu zabaw jest huśtawka, na której się nie buja bo jest przeznaczona dla dzieci na wózkach. Wie, że śmieci wrzuca się do kosza, a grzyb zrywa tak, żeby nie zniszczyć grzybni. I że w parku nie depcze się butami po ławce, bo ktoś mógłby sobie pobrudzić pupę.

Często i zawsze szczerze uśmiecha się do ludzi.



Nie byliśmy dziś na żadnym marszu, ani pochodzie. Zjedliśmy świętomarcińską gęś z kaszą gryczaną, jabłkami i buraczkami, i upiekliśmy wspólnie migdałowe ciasteczka. A późnym wieczorem poszliśmy na spacer i testowaliśmy „siłownię pod chmurką”, którą niedawno postawiono w Dąbiu.

Patriotyzm…
To takie duże słowo.

Pin It Now!

wtorek, 28 października 2014

Dziecko na Warsztat rusza w podróż! Najpierw na gryfie po Szczecinie

Jako, że świetnie się bawiłyśmy biorąc Dziecko na Warsztat, postanowiłam wziąć udział w drugiej edycji tego projektu. Wobec czego mam przyjemność zaprosić Was w podróż, w którą razem z Orą ruszają wszystkie Dzidzioły ze Smoczej Brygady (czyli grupy domowo edukowanych prawie-przedszkolaków).

"A droga wiedzie w przód i w przód,
Choć się zaczęła tuż za progiem -
I w dal przede mną mknie na wschód,
A ja wciąż za nią – tak jak mogę...
Znużone stopy depczą szlak -
Aż w szerszą się rozpłynie drogę,
Gdzie strumień licznych dróg już wpadł...
A potem dokąd? – rzec nie mogę."

" Niebezpiecznie wychodzić za własny próg(...) Trafisz na gościniec i jeśli nie powstrzymasz swoich nóg, ani się spostrzeżesz, kiedy cię poniosą."
J.R.R. Tolkien

A jednak wyruszyliśmy :D
Jako że "Nawet najdalszą podróż zaczyna się od pierwszego kroku" - zaczęliśmy od własnego, szczecińskiego podwórka.

Rozglądając się po dostępnych środkach transportu zdecydowaliśmy się skorzystać z... gryfa.
To mityczne zwierzę jest herbem naszego miasta i całego województwa.

Gryf to zwierzę mityczne, czyli wymyślone. Ludzie od baaaaaaaaaaaardzo dawna (3000r.p.n.e.)wyobrażali sobie, malowali i opisywali stworzenia łączące w sobie cechy orła, lwa i (czasami) dzikiego osła. Gryfy miał pilnować bajecznych skarbów, a nawet znosić je, jak jajka. Wg. innych legend po prost ich domem były góry, w których występowały rozmaite kamienie szlachetne, a broniły jedynie swoich gniazd i młodych.

W Europie wizerunek gryfa trafił na tarcze herbowe rycerzy i książąt. M. in. upodobał go sobie ród książąt pomorskich, od swego herbu zwany Gryfitami, władający pomorzem zachodnim i mający siedzibę w Szczecinie.

Gryf występuje też w herbach wielu okolicznych miast. Mnóstwo jest na tych terenach legend o gryfach, głównie związanych z tym kto i gdzie je zobaczył ;)

Żeby poznać dobrze te stworzenia najpierw sięgnęliśmy do lektury: 

Niestety trzy dni temu mój laptop zszedł był, w związku z czym wszystkie fotografie są chwilowo (mam NAPRAWDĘ szczerą nadzieję, że jedynie chwilowo) niedostępne. W związku z czym musicie sobie wyobrazić, jak wyglądał mityczny stwór w tej książeczce. Choć w zasadzie, może to być najbardziej miarodajny sposób. W końcu autor też widział go oczyma wyobraźni.
Bardzo podzielone są opinie na temat upierzenia gryfa. Choć na tarczy herbowej Szczecina jest on czysto czerwony, to w ogóle przypisuje mu się barwy od śnieżnobiałej, przez rozmaite zestawienia kolorystyczne, aż do pełnego spektrum widma.
My w swojej pracy (bibułowo-kartonowo-kredkowosztyftowy kolaż na kartonie) przyjęliśmy opcję tęczowego upierzenia.

Oglądaliśmy rozmaite przedmioty z wizerunkami gryfów - historycznymi, ale i całkiem współczesnymi. Lataliśmy i kroczyliśmy w takt muzyki, jak gryf. Łapaliśmy nawet w szpony (te  stóp) chusty i małe zabawki, żeby wyćwiczyć gryfie umiejętności łowieckie.

Następnego dnia Ora, gładząc mój czerwony płaszcz powiedziała: "Mamo, masz kurteczkę jak lew!". Kilka chwil konwersacji wyjaśniło, że miała na myśli gryfa i odtąd mój płaszcz stał się gryfią kurtką. Rozpoznaje także (z okien autobusu) gryfa na budynku Zarządu Portu. Z resztą gryfy są w naszym mieście wszechobecne i bardzo często na nie wpadamy. Choćby pompując wodę zabytkową pompą miejską.
Orce robienie gryfów spodobało się tak, że w domu zrobiła drugiego na własny użytek.

Ten wpis z przyczyn rozmaitych (najpierw organizacja Tygodnia Bliskości, a potem kampanii "U2014", o których innym razem, a potem awarii sprzętu łączącego z e-przestrzenią) ukazuje się z miesięcznym opóźnieniem (choć sam warsztat odbył się terminowo). Mam nadzieję jednak, że nam wybaczycie i zajrzycie na kolejne.







Pin It Now!

sobota, 25 października 2014

Matki - wariatki

Alergicznie reaguję na to określenie.
Bo jest infantylne jak przeterminowany emo-nastolatek "jestem taka fajna, oryginalna i szalona, ochhhh!".

Nie mniej jest coś ze smutnej prawdy w tym określeniu.

Tak, jesteśmy lekko obłąkani. My, rodzice. My, którzy dokonujemy wyborów innych niż nasze matki i ojcowie. Innych, niż nasi znajomi i większość społeczeństwa.

Widząc, jaki świat nas otacza wydajemy na niego dzieci.
Uczymy je samodzielnie myśleć i nie podążać z prądem. Pozwalamy im na wolnomyślicielstwo, na zdanie odmienne, niż nasze własne. Pozwalamy im na złość i smutek, na słuchanie PRZEDE WSZYSTKIM siebie samego.
Dajemy im wolność. Dajemy im bezwarunkową akceptację.

W świecie, korporacji, w świecie który wrzeszczy "Bądź grzeczny i potulny! Nie wychylaj się! Rób to, co wszyscy!"

Uczymy ich troszczyć się o siebie samego, by móc również zatroszczyć się o innych.

Pozwalamy im na inność. Nie! Na indywidualność. Dajemy to, co uważamy za najlepsze, ignorując ataki i presję otoczenia.

Pozwalamy im decydować o sobie.

Pozwalamy im na dążenie do szczęścia. Kochamy i jesteśmy kochani.

W świecie wyścigu szczurów i przepychanek łokciami - okazujemy naszym dzieciom empatię i chronimy ich wrażliwość. 

I jeszcze - szaleni! - mamy czelność się z tego cieszyć całą naszą istotą. Mówić o tym głośno! Zachęcać innych do podobnie nierozumnych zachowań.

Tak, jesteśmy fanatykami, pełnymi neofickiego zapału. Tak mamy często "poczucie misji", ogień w oczach i sercach.

Litości, jak inaczej moglibyśmy nie ulec temu powszechnemu uśrednianiu "rób to, co wszyscy", "nie wymyślaj", "ty i te twoje pomysły", "to nie jest normalne" (żeby przytoczyć te najłagodniejsze).

Tak, to musi wyglądać jak obłęd.
Bo miłość też tak wygląda.

"W szalonym świecie tylko szaleńcy są rozsądni."
Akira Kurosawa
Pin It Now!

czwartek, 23 października 2014

Poranne zen

Siódma rano. Przez uchylone okno wsącza się chłód poranka, szarawy poblask i szum miasta. Ale pod kołdrą jest miło, miękko i sennie.
Wtula się we mnie cieplutkie ciałko. Kręte loki łaskoczą  mnie w nos. Mała łapka szuka na oślep mojej twarzy. Nieskończenie doskonała rzęsa rzuca kosmiczny cień na krzywiznę policzka. Wsłuchuję się w spokojny, miarowy oddech.
...
...
...
- Mmmm. Mmmmmmmmm. Mleko!
Pin It Now!