niedziela, 4 grudnia 2011

Ćwir, ćwir itp... czyli miesiąc z kawałkiem

Orka-StwOrka-GłodomOrka (PotwOrka, jak wyjątkowo marudzi, albo o 4 nad ranem), Tygryska i Niedźwiedziczka (od wydawanych odgłosów), Gżdacz (od aktualnej lektury), Maleńki Tobołek (to tatowe), Ssaczek,Ciumkacz itp., itd., etc., etc...

Tak to wygląda od miesiąca, tygodnia i dnia dokładnie. Mamy już swoją małą codzienność, co wcale nie zmienia niezmiennej cudowności. Jej. Jego. Wszystkiego.

Przywykłam już do tego, że znów widzę własne stopy i do tego, że mój pęcherz bywa pusty. Do tego, że budzę się w kałużach (w okolicy górnych partii ciała) i że muszę uszczelniać stanik. Do trzech (regularnie i bez zbędnych dodatkowych marudzeń, co doceniam i za co niezmierniem dźwięczna losowi i Córce mojej pierworodnej) pobudek nocnych i do planowania dnia stosownie do pór posiłków Maleńkiej Cesarzowej.

Która to Jej Maleńkość zalicza kolejne stopnie rozwoju. Na potęgę wyrasta z pajaców. Patrzy całkiem już przytomnie i rozumnie, i (niestety) ogranicza długość pobytów w objęciach Morfeusza na rzecz intensywnego (i w razie konieczności wymuszanego głośnym wrzaskiem) kontaktu towarzyskiego. Wpatruje się w Tatę/podajnik mleka/drzwi/jeża/kolorowy ręcznik/światełka nawilżacza. Płacze "Leee!", wrzeszczy "Łraaaaaa!", konwersacyjnie zagaja (pierwszy raz do Ojca naturalnie :/) "Ag!" (z akcentem na "g"). Pomruki dzikie wydaje. Uśmiecha się. Miny robi (w tym pełną niesmaku, kiedy mleka już nie chce, a Matka jeszcze nie załapała o co chodzi). Odpycha aspirator i przyciąga (nie zawsze we właściwym kierunku) mleko-podajnik. Wymachuje kończynami jak skrzyżowanie wiatraka z kikbokserką. Głowę i klatę podnosi i opuszcza wedle woli, Łebkiem kręci takoż.

Zdaje mi się, że zaliczyliśmy pierwszy skok rozwojowy,

ale nie mam pewności. Bo to z jednej strony, jak się rzekło - Młoda zdecydowanie świadomsza jakaś i bardziej przytomna, z drugiej - po za krótszym snem, jakiejś szczególnej jej marudności nie odnotowaliśmy. Jak ktoś widział taki skok, to niech powie - to już, czy jeszcze da nam popalić?

Brzuszek czasem męczy, ale osławionych kolek jeszcześmy (odpukać) nie spotkali.

Prysznic kocha miłością niezmierną. A tak, bo od dłuższego czasu kąpiemy się pod prysznicem. My, bo kąpiel odbywa się albo z Mamą, albo z Tatą (drugie przechwytuje Młodą w ręcznik). Jest to sposób o wiele wygodniejszy i póki Młoda nie zacznie czerpać frajdy z chlapania i pluskania - dający tyle samo satysfakcji. Polecamy ze wszechmiar.

W chuście zasypia po trzech sekundach. I śpi dopóki jej się nie wyjmie i potem, póki sama nie zechce się obudzić. Chusty wymiatają.

Zasypia też z lubością na klacie Taty. I usiłuje przeprowadzić zabieg depilacji, przy użyciu dłoni, dziąseł i stóp :D:D:D

Dla wątpiących nadal zero: wózków, smoczków, łóżeczek. Na początku Młoda zasypia na swoim materacyku, ale najpóźniej po trzecim (ostatnim) nocnym karmieniu ląduje u nas. I dobrze nam z tym. Kryzysu, ani zaburzeń dowolnej sfery naszego pożycia nie stwierdzam.

Nie lubi wkładania czapki, smarowania kremem buzi, jak za długo czeka na jeść.

Zaczynamy naukę bobomigów (na razie bardziej dla własnej frajdy, ale co tam). Pierwsze migi: mama, tata, jeść, myć się i (raz) boli.

A w ogóle idą Święta! Pierwsze potrójne. Listopad mi gdzieś przemknął jak rakieta i nie mogę uwierzyć, że już zima jest! Przygotowania świąteczne rozpoczęte.

Ciąg Dalszy Następuje właśnie w tej chwili :)
Pin It Now!

6 komentarzy:

  1. U Was Cesarzowa, a u nas Carewicz, może jakieś wyższosferowe swatanie? ;)

    Widzę, że wszystkie dzieci mają funkcje odwłaszające :D my regularnie depilujemy dzidziusiem klatę taty, a nawet i dziadka brodę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja do listy Hafiji dodam jeszcze Włosy z Głowy, zwłaszcza teściowej, bo słabe już są i tak cudownie lekko można je wyszarpać. Moje dziecię też bez smoczkowe i butelkowe ale to ze swojego własnego wyboru :)

    OdpowiedzUsuń
  3. z bobomigami to chyba trochę się pospieszyliście :) mój Stasiek zaczął chodzić na zajęcia ze mną jak miał pół roku i wówczas ja zaczęłam migać ale wyhamowałam bo mi siadł zapał gdy rezultatów nie widziałam, dziś ma ponad 9 miesięcy i skończyliśmy kurs w zeszłym tygodniu - ja znam sporo znaków a on nadal nie odwzajemnia. nie chcę Was absolutnie zniechęcać bo wierzę w bobomigi i jestem tym konceptem zachwycona, mam na myśli tylko to, żebyście się nie zniechęcili przez tak długi czas bo pewnie malutkiej chwilę zajmie zanim zajarzy, że ma kontrolę nad rączkami :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja jestem ciekawa, jak dalej wam będzie z chustą. U nas przez pierwsze trzy miesiące (lato!) sprawdzała się idealnie, mały nienawidził wózka. Niestety zaczęły się u nas bóle kręgosłupa od tego noszenia. A jak raz w chuście na zakupy poszłam to myślałam, ze nie dojdę. Teraz nasz Morgan zasypia momentalnie po włożeniu do wózka, spacerujemy godzinami przynosząc kilogramowe zakupy a chusta na krótkie dystanse jest i na przytulanie.

    OdpowiedzUsuń
  5. No, to widzę, że sielanka trwa dalej! :D Gratuluję i... oby już tak zostało :)

    I odpowiem Clatite - u nas (Bromba 7 m-cy) nadal dzień bez chusty to dzień stracony :) W pierwszych miesiącach - ratowała przed kolką i płaczem, potem pozwalała coś zrobić i dzieckiem, teraz - coraz częściej zastępuje wózek, bo Bromba przestała lubić wózek (już nie mówiąc o spaniu w wózku...)
    Różnica jest taka, że teraz przerzucam Brombę na plecy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hafija - Młodej nie wydajemy póki co, niech sobie sama męża szuka - My za leniwi jesteśmy.

    Agakry - na razie nie liczymy na odpowiedzi, co najwyżej próbujemy zakorzenić skojarzenia. Na kursie nie byliśmy i raczej się nie wybierzemy, na razie zabieramy się do poczytania na ten temat.

    Clatite - ja w chuście na zakupy pomykam i póki co kręgosłup nie protestuje. Co przy ilości schodów, krawężników, wybojów i tym podobnych okolicznych atrakcji w okolicy (o komunikacji miejskiej nie wspominając)łacno mogłoby mnie spotkać (testowałam raz z synem znajomej - makabra na szczecińskich chodnikach.

    Ale nie zarzekamy się Boże broń. Się pożyje - się obaczy :)

    OdpowiedzUsuń