Z przyczyn remontowych nie mamy od jakiegoś czasu podłączonego telewizora (Nad czym szczególnie nie ubolewamy. W zasadzie to wcale nie ubolewamy.) Jednak będąc u Babci skorzystałam z okazji zajrzenia w magiczne okienko. Akurat leciała śniadaniówka, a w niej kilka pań i jeden pan (psycholog) debatowali, co wolno a czego nie wolno mężatkom. Mniejsza o całość dyskusji, ale jednym z maglowanych wątków było to, czy mężowi/partnerowi należy się pokazywać w wałkach/kapciach/kaloszach/bez makijażu, czy też nie (w obawie przed destrukcyjnym wpływem takiego szoku estetycznego na związek).
Za czasów randkowych i wczesno-nieformalno-związkowych nawet do łóżka chodziłam w makijażu. Z czasem zdarzało mi się zapomnieć, albo być zbyt zmęczoną (ze wzrostem zaufania odpada potrzeba przywdziewania barw wojennych, opuszcza się gardę, rezygnuje z zasłon dymnych).
A teraz jedną z najpiękniejszych codziennych cudowności, jakie mi się przydarzają jest, kiedy budzę się zapuchnięta, rozczochrana, ćwierćprzytomna (ostatnio też w ciąży ;)), a mój Mąż patrzy na mnie i mówi "Jesteś piękna."
Acha, i to nie jest sarkazm!
Pin It Now!
o Wioorko...jak ja lubię ciebie czytać :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Pozazdrościć ....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czasem się zastanawiam skąd w tej telewizji te tematy się biorą :)
OdpowiedzUsuńTak telewizja śniadaniowa powinna się nazywać "jak dowalić kobietą siedzącym w domu" .
OdpowiedzUsuń:* Scholeczko.
OdpowiedzUsuńSroka, eee tam, że dowalić. Najwyżej rozśmieszyć. Ja tam lubię śniadaniówkę od czasu do czasu :D
też trafiłam na to telewizyjne forum expertów od wszystkiego ale wyłączyłam po przedstawieniu tematu i loży expertek. Telewizja śniadaniowa jest niestety do niczego.
OdpowiedzUsuńbo tak to już jest, że jesteśmy piękne dzięki nim :)
OdpowiedzUsuń