Ochotę na to burżujstwo miałam od dłuższego czasu, ale jakoś nie grali nic, co bym naprawdę chciała obejrzeć (ja jakąś kinomaniaczką nie jestem niestety). Ale wczoraj grali to:
Naprawdę, ale to NAPRAWDĘ udana produkcja. Nie przecukrzona, zabawna (nie w stylu bąki i beknięcia), ładna i ciepła. Z naciskiem na nieprzecukrzona ;) Nie przemknął niezauważony przeze mnie fakt, że Książę nie ma pięciu lat. Ani nawet piętnastu. Grający go aktor na całkiem, ale to całkiem dorosłego wyglądał, co w moim szacownym wieku się docenia ;) Ani ten (fakt), że tytułowa Królewna ma perkaty nos, jest płaska jak deska i ani źdźbło nie jest anorektyczna. Docenia się bez względu na wiek :D Julia oczywiście fenomenalna jak zwykle, a krasnoludki wymiatają! Zwłaszcza na szczudłach.
Bilet za 15zł uważam za nad wyraz udaną inwestycję (zwłaszcza, że 5 dostałam z powrotem w formie vouchera). Sala kinowa docieplona (żeby nie powiedzieć - z lekka przegrzana), przytłumione światło, przewijak z pieluszkami (niestety tylko jeden rozmiar - 2, ale i tak miałyśmy swoje), mokrymi chusteczkami, wkładkami laktacyjnymi (sic!), dwiema matami edukacyjnymi i dwoma samochodowymi fotelikami. Ilość może nie wydaje się oszałamiająca, ale biorąc pod uwagę, że oprócz nas na sali były dwie starsze panie z siedmiolatką i jedna dziewczyna z - na oko - rocznym dziewczęciem - wystarczało w zupełności.
Mogliby jeszcze troszeczkę przyciszyć fonię i byłoby idealnie.
Jej Wcale-Nie-Taka-Maleńkość najpierw zasnęła, ale wybudzona jakimś głośniejszym dźwiękiem, skorzystała po kolei ze wszystkich atrakcji (za każdym razem jak korzystałyśmy z przewijaka siedmiolatka, zaliczająca rundki wokoło całego kina, miała akurat coś bardzo pilnego do załatwienia przy koszu na śmieci tuż obok;) ), zjadła, pogapiła się na Julię i znów zasnęła.
A po wyjściu z kina znów spotkał nas (przyspieszony jakoś w tym roku) zając, tym razem ciotkowo-gośkowy. Czego rezultatem są poniższe obrazki :D
Uderzające podobieństwo - nie sądzicie? |
Bo Ona poprostu pochłanie lektury ;) |
Zającowi baardzo dziękujemy. A książeczki są boskie. "Lokomotywa" to podróż sentymentalna i w wykonaniu Tatki jest bezkonkurencyjna, a "Całuski i buziaczki" z genialnymi obrazkami trzeba chronić przed pożarciem. Są naturalnie o cmokaniu i są cudowne, i rymowane, co ostatnio podnosi w uszach Młodocianej wartość każdej książeczki o jakieś milion procent. :D
Ze świątecznych nowalijek: kiełki kiełkują, rzeżucha rośnie, papierowe jaja in progres, a szyna się pekluje. I i tak nie zdążę! Pin It Now!
Jak ja bym chciała wybrać się do takiego kina... Ale niestety u nas nie ma takich seansów :(
OdpowiedzUsuń"Całuski buziaczki" muszę nabyć bo widzę piękna.
OdpowiedzUsuńNa Królewnę zbieramy się z chłopem i zbieramy i zebrać nie możemy.
Już od dłuższego czasu "czaję się" na te "całuski buziaczki". Mam z tej serii już 2 książki i jestem zachwycona. Piszesz, że wasza to tez udana pozycja? Chyba się skuszę :)
OdpowiedzUsuń'całuski...' mamy i kochamy. Świetna książeczka! szkoda, że u nas na Warmii takich przyjemności kinowych nie ma :(
OdpowiedzUsuńrewelacyjnie! też chciałabym się tam wybrać!
OdpowiedzUsuńNie ma to-tamto mnie też ma ktoś do kina zabrać! I już :)
OdpowiedzUsuńZdrowych i pogodnych Świąt od całej naszej czwórki.
świetny pomysł z takim kinem, podobieństwo rzeczywiście uderzające, skóra ściągnięta, ja bym się kłóciła o wykorzystanie wizerunku na miejscu Twojego męża ! :)
OdpowiedzUsuńOlapi - jak najbardziej.
OdpowiedzUsuńMamo_Pietruszki - dzięki :) i wzajemnie.
Eveleo - qrcze, może by jakieś tantiemy wynegocjował? :D
fajny blog pozdrawiamy 5 letni Kuba i jego tato :D
OdpowiedzUsuńMerci :)
OdpowiedzUsuń