Mam ogromne szczęście.
Mam mnóstwo powodów do wdzięczności.
Sobie, bo na te największe i najważniejsze ostro pracowałam (nad sobą).
Moim bliskim.
I przypadkom, splotom okoliczności, przypadkowym powiewom wiatru.
Jednym z ważniejszych moich szczęść jest to, że oprócz rodziny mam wokó siebie grono fantastycznych ludzi.
Mówi się, że zostając rodzicem tracisz znajomych.
Nie sądzę, by zawsze była to prawda.
Niemniej prawdą jest, że my z Przemkiem straciliśmy. Z "pierwotnego" grona zostały nieliczne niedobitki (które Tłarosiu serdecznie pozdrawiam :D).
Bynajmniej nie dlatego, że nagle jedynym tematem naszych rozmów stała się fizjologia i nieprzeciętny (i oczywisty) geniusz progenitury. Ani dlatego, że zajęci Dziecięciem zamknęliśmy się w czterech ścianach, nosa spoza nich nie wychylając.
Być może jedną z przyczyn było pewne przewartościowanie, zmiana priorytetów, (co tu pisać - kto przeżył ten wie, kto nie przeżył nie zrozumie). Z resztą bez względu na przyczynę - fakt jest faktem.
Ale...
Podobno los jedną ręką daje, a drugą odbiera. U nas było dokładnie odwrotnie. Dał nam w zamian i to po stokroć.
Szukając swojej rodzicielskiej ścieżki trafiłam na Klub Kangura. Rezygnując z bycia w grupie rekonstrukcji w której się (już) nie odnajdywaliśmy - stworzyliśmy drugą. Jakimś, niemal magicznym, zbiegiem okoliczności odnowiłam znajomości sprzed tysiącleci (nie bez znaczenia był fakt, że owe znajomości dochowały się po drodze przychówku) i nawiązałam nowe - z ludźmi myślącymi i czującymi podobnie.
To bezcenne - mieć wokół takie osoby, które rozumieją w lot idee o których mówisz i nie traktują Cię z ich powodu jak kosmity. Takich, którzy nawet nie zgadzając się z Tobą nie czują potrzeby obrażania Cię z tego powodu. Którzy wyznają podobne wartości. Z którymi możesz dyskutować do krwi, a potem spokojnie razem z nimi dopić ten cydr, herbatę z bzem czy pokrzywę. Takich ludzi, którzy kończą rozpoczęte przez Ciebie zdanie, w oczach których dostrzegasz blask, kiedy mówisz o czymś, co Cię porusza. Tych, z którymi możesz wspólnie marzyć, a potem marzenia zamieniać plan i go realizować.
Tak - z emfazą, do której podejście mam zwykle wysoce podejrzliwe, mogę stwierdzić że czuję się pobłogosławiona obecnością w moim życiu tak wielu, tak niezwykłych ludzi. I tymi pojedynczymi, przelotnymi spotkaniami z innym, nie mniej niezwykłymi i ubogacającymi mnie.
Jeśli masz koło siebie choć jedną osobę, przy której rozwijasz skrzydła i oddychasz pełną piersią - masz bogactwo nie do pojęcia (dobra, wiem że to truizm jak z Coelo wycięty, ale to nie zmienia faktu że to również prawda :P).
Wy, którym błyszczą oczy - Wam dziękuję :)
Pin It Now!
No dobra, teraz nikt się nie przyzna, bo może to nie jemu... ;) Niemniej, wiesz, że ja ten bez z Toba zawsze ;) Pokrzywę z kociołka też. A co tam :D
OdpowiedzUsuńBez Tych Ludzi my też nie ruszylibyśmy w żadnym kierunku.W tej dłuuuugiej rodzicielskiej ścieżce towarzyszą nam same Niesamowite Okazy!
OdpowiedzUsuń