Część odpowiedzialności za stale rosnący poziom stresu, jakiego doznaje współczesny człowiek, spoczywa na nieporównywalnie wielkiej, w stosunku do minionych lat, liczby wyborów przed jakimi staje.
Wielość posiadanych przez nas kontaktów z innymi ludźmi wpływa niejednokrotnie na spłycenie relacji, ich powierzchowność.
Czemu ja o tym?
Ano, bo są to jedne z przyczyn, dla których nie chcemy domu pełnego zabawek.
Teoria
lalek waldorfskich mówi, że dziecko może ich mieć tyle, ile można mieć dzieci, żeby mogło obdarzać je uczuciem i uwagą.
Od jednej z medialnych psycholożek usłyszałam, ze ilość zabawek przekraczająca 15 zamiast inspirować dziecko, powoduje tylko stres i przeszkadza w skupieniu uwagi na konkretnej zabawie.
Niewielka ilość zabawek przekłada się na dbałość o nie. Na poszanowanie własności. Na profilaktykę konsumpcyjnego podejścia do życia. Podczas gdy walające się po domu tony plastiku uczą, że jak cisnę w kąt jedną zabawkę, to przecież jest dziesięć innych.
A właśnie, walające. Mniej zabawek - więcej porządku. Mniejszy chaos, łatwiejsze sprzątanie i znalezienie wszystkiemu odpowiedniego miejsca.
Mniej zabawek = więcej kreatywności. Więcej wynajdowania nowych zastosowań dla tych nielicznych, które posiadamy. Zwłaszcza, gdy ich niska liczebność przekłada się na wysoką jakość i "mądrość". I na uwagę rodziców i WSPÓLNĄ zabawę.
Mniej zabawek = mniej wydanych na nie pieniędzy = więcej pieniędzy do wydania na DOBRĄ zabawkę. Albo książkę ;)
DOBRĄ, czyli jaką?
Dla mnie:
Taką, która jest bezpieczna, nie śmierdzi chemią, nie świeci po oczach, nie ogłusza, nie da się jej łatwo zniszczyć, nie da się zjeść, nie ma ostrych krawędzi i sznurków, którymi można się okręcić (naturalnie mówię o takiej dla pełzaka).
Taką, która jest przyjazna, w szerokim tego słowa znaczeniu. Wykonana w etyczny sposób, z naturalnych tworzyw, estetyczna, ładna, w dobrym guście (!!!).
Taką, która daje pole do intepretacji. Która nie musu być wyłącznie tym, czym jest, którą można się bawić na różne sposoby, rozwijające wyobraźnię i inwencję.
O naszym podejściu do zabawek, które wypracowaliśmy jeszcze w ciąży pisałam już
tu i
tu, a o minimalizmie
tutaj.
Nie udało nam się wprawdzie ograniczyć do magicznej piętnastki, ale Ora zabawki ma nieliczne (policzyłam: mamy 22). Dużo drewnianych. Mało pluszaków. Niektóre ręcznie robione. Z plastikowo-mrygająco-grających posiada jedynie sorter-garnek znanej firmy, bo Chrzestni dali i się spodobał Dzieciu. Niektóre prezenty (nie wliczałam ich w te 22) czekają schowane w szafie, w kartonie, aż do nich dorośnie.
Za to uwielbia się bawić przedmiotami codziennego użytku. Akcesoriami kuchennymi. Ubraniami. Zawartością szafek i szuflad, Mamą i Tatą (zabawka wszechczasów :D), warzywami, wodą, piaskiem i ziemią, trawą, akcesoriami miaminymi (szczotka do włosów, pędzel do pudru), opakowaniami, pudełkami, buteleczkami, słoikami. Wszystkim.
Jeśli Orka zapragnie kiedyś różowego plastiku, stroboskopu, wściekłej melodyjki i nieproporcjonalnej lalki, to zapewne je dostanie. Nie, żeby wszystko, co sobie zażyczy, ale uszanujemy Jej wolność decydowania o tym, czego chce i co się Jej podoba. Ale póki to zależy od nas, póki to nasze propozycje, to dostanie to, co uznajemy za najlepsze.
 |
Polska laleczka z końca lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku, znaleziona TU |
A w ogóle szalenie podoba mi się akcja realizowana w niektórych przedszkolach "wakacje zabawek".
Otóż mówi się dzieciom, że zabawki wyjeżdżają na wakacje, pobawić się i odpocząć. Następuje pakowanie i tydzień (bądź dzień, bądź kilka - zależnie od przedszkola), podczas którego dzieci robią własne zabawki z materiałów recyklingowych.
Boskie.
Planuję takie przedsięwzięcie jak już Jej Maleńkość nieco podrośnie :).
Dodam jeszcze, że przy okazji
Pierwszych Urodzin Aurory poczyniłam obserwację (mało zaskakującą, ale znakomicie potwierdzającą moje przekonania), że najwartościowszym prezentem jest poświęcona uwaga. Żaden prezent nie wywołuje u naszej Córki takiej radości, jak chwile zabawy, z Wujem, Babcią, Ciotką.
Lepiej dawać siebie, niż dawać prezenty.
Wszystkiego minimalistycznego w formie, a maksymalistycznego w treści.
P.S. To nie koniec cyklu o minimalizmie :D
Pin It Now!