Wczoraj uznałam, że jestem ograniczona. Światopoglądowo. Bo nie rozumiem. Nie przyswajam. Nie kminię. No dobra, już mówię o co chodzi:
Scena: pseudopodwórko. Dokładnie zabetonowana przestrzeń, zamknięta z dwu stron ścianami kamienicy, z trzeciej murem, a z czwartej garażami. Będąca parkingiem dla samochodów mieszkańców budynku i wjazdem do garażów. Podłoże - pokruszony beton, dwie studzienki. Wyposażenie i umeblowanie: duży śmietnik (jeden), trzepak (jeden), budka dla lokalnych kotów (jedna). Atmosfera: wyziewy konsumowanego przez bywalców tejże przestrzeni alkoholu i jego przetworzonej fizjologicznie wersji.
W tej przestrzeni i atmosferze dwie dziewczyny (coś koło dwudziestki na oko), zadbane, względnie dobrze ubrane (dostatnio - o gustach się nie dyskutuje) rozkładają kocyk, parkują wózek z niemowlęciem tudzież instalują 5-6 latkę i 9-10 latka. I rozpoczynają swoistą parodię rodzinnego pikniku. Jest soczek i owoce dla dzieci, jedna z nich coś śpiewa z młodocianą, druga tańczy z małoletnim. Dziewczyny widocznie starają się zagospodarować dzieciakom czas i sprawić przyjemność. Tylko, na wszystkie demony piekieł, czemu nie w parku, który jest dosłownie rzut beretem stąd?
Powód jest prosty: obok dziecięcych soczków stoją butelki piwa, a dziewczyny co jakiś czas robią przerwę na poćmienie papieroska (na placu zabaw jest zakaz przecież).
Jestem ograniczona. Mam wadę jakąś, blokadę pojmowania. Bo nie rozumiem. Jezus Maria, jasna cholera i k&^$*^%$*wa mać! Ni w ząb.
Z naszego świata:
Byliśmy u gina (znów P.O. prowadzącego muhahaha!). Pumpernikiel, który jest już WcaleNieMałymMelonem rośnie. Nadal nie wiemy jakiej natury jest Onego płciowość (kiepska aparatura przychodniowa, po za tym już się w kadrze nie mieści nasza "kruszynka").
Wyniki w normie, choć nieco kiepściejsze niż ostatnio. W związku z czym witaj żelazo (i śliwki jak słyszałam)! Glukoza nadal przede mną (buuu i chlip!).
Dodatkowo dowiedziałam się, że mam nieprzyzwoicie piękną, długą szyjkę (nie chodzi o to, do czego przyczepiona jest głowa). Z tego gabinetu zawsze wychodzę tak fantastycznie skomplementowana, że żyć się chce ;)
No i jesteśmy 3kg na plusie. Chyba nieźle jak na razie :)
A w stanie wyprawkowania umieściłam fotograficzną dokumentację :) Na razie wszystko mamy w bezpiecznych beżo-kremo-błękitach z domieszką zieleni, ale czekajcie - dopiero się rozkręcamy.
Remont trwa.
Właśnie zostałam kopnięta i to chyba nie koniec napaści :D
Pin It Now!
Ciśnienie mi skoczyło, jak tylko przeczytałam cz. I. Nie skomentuję, nie skomentuję. Grrrr.
OdpowiedzUsuńJa nie wiem czy jest co komentować w cz I mam dosłownie 50m od domu park i widuję "dostatnio" ubrane mamuśki, z brązową butelką i kopcącym kominem w łapie, co i rusz dotleniającą dziecię szarym dymem.
OdpowiedzUsuńU mojego gina też obserwuję pewną prawidłowość, wchodzi babka zmartwiona ewentualnie poważna, a zawsze (na prawdę zawsze) wychodzi z bananem na buzi.
No cóż, może jedynie to pociesza, że po 1 wogóle brawo, że zajęły się dziećmi-mogły je podrzucić babciom, a po drugie 20 lat to jeszcze debilizm w głowie.
OdpowiedzUsuńNie jesteśmy światem idealnych ludzi i takie wychowanie później daje rezultaty w wieku dorosłym, ale to daje pole popisu matkom świadomym.
Choć czasami z tych świadomych rosną kryminaliści a z tych popijających lekarze.
Bardziej szokuje mnie znieczulica kiedy pijany człowiek leży na chodniku a wszyscy nad nim przechodzą i udają ze nie widzą.
ahhh mogłabym poemat napisać... patologia którą wypierają owe Panie odbije się na nich prędzej czy później... tak to już jest.
OdpowiedzUsuńA co do gina ja w 18 tyg. poznałam płeć Małej i całe szczęście bo z niecierpliwości to bym jaja znosiła :)
To do soboty :)
OdpowiedzUsuńhahaha te sliwki to chyba byla moja rada:) tylko pamietaj ze suszone najlepsze!!! G.O.
OdpowiedzUsuń