wtorek, 25 marca 2014

Matematyka na warsztat, czyli jak przebieraliśmy Królową

Czy dwu-i-pół-latka może wziąć udział w warsztatach z Królową Nauk w roli głównej? Ba! Okazuje się, że nawet półtoraroczniak może. QED
Smocza Brygada bierze się za matematykę
A że w takich warsztatach Matematyka (akcent na trzeciej sylabie od końca - wyraźnie zaznaczam) w ogóle nie przypomina matematyki - to już jej królewskie prawo. I kobiece :D

Warsztaty matematyczne (a przynajmniej większą ich część) zrealizowaliśmy sobie grupowo - z Lotną Smoczą Brygadą alias szczecińską grupą domowej edukacji przed-przedszkolnej ;)

Uczestników było sześcioro, w wieku od półtora do dwóch-i-prawie-pół roku.

Naturalnie nie uczyliśmy się liczenia (metoda Domana kompletnie mnie nie przekonuje). Za to trenowaliśmy inne umiejętności, przygotowujące do przyswajania pojęć matematycznych.

Ora, z racji wieku, jest nieco przed pozostałymi członkami grupy.
Liczebników porządkowych (piejśy, dugi) uczyła się (dosłownie i w przenośni) na moich piersiach. Około drugiego roku życia (ku naszemu ogromnemu zaskoczeniu) opanowała też (ze zrozumieniem) "ceci" (to już na innym materiale badawczym).
Niedawno odkryła liczebniki główne (jeden i dwa) - na jabłkach i obrazkach do naklejania.

Za to zaznajamianie z przeliczaniem idzie nam... hmmm... różnie.
Ora doskonale pamięta teksty rymowanek-wyliczanek (np. stąd):
"Jeden, dwa - Jacek ma;
Trzy, cztery - smaczne sery;
Pięć, sześć - chciał je zjeść;
Siedem, osiem - spotkał Zosię;
Dziewięć, dziesięć - schował w kieszeń!"
albo:
"Jeden, dwa, jeden, dwa,
Pewna pani miała psa.
Trzy i cztery, trzy i cztery,
Pies ten dziwne miał maniery:
Pięć i sześć, pięć i sześć,
Wcale lodów nie chciał jeść!
Siedem, osiem, siedem, osiem,
Wciąż o kości tylko prosił.
Dziewięć, dziesięć, dziewięć, dziesięć,
Kto z nas kości mu przyniesie?
Może ja, może Ty?
Licz od nowa: raz, dwa, trzy."
czy też:
"Raz, dwa, trzy,
Baba Jaga patrzy.
Cztery, pięć, sześć,
Chce was wszystkich zjeść!
Siedem, osiem, dziewięć,
Wsadzi w smołę, w dziegieć.
Nim wszystkich pochwyta,
umkniemy i kwita."
(uwielbiam słowo "dziegieć" w wykonaniu mojej Córki :D)

Liczymy też bardzo często stopnie, przy wchodzeniu lub schodzeniu po schodach. Ora wprawdzie sekwencję sześć-siedem-osiem-dziewięć-dziesięć utrwaliła sobie dość szybko, jednakowoż odmawia współpracy z partią poprzedzającą. Nic to :D

Nasz grupowy warsztat rozłożony był w czasie, ale dość intensywny.

Gdybyście nie wiedzieli - jest spora ilość umiejętności, które dziecko musi opanować, zanim przystąpi do nauki liczenia (czy też pisania, jeśli już przy tym jesteśmy). Stopień ich opanowania warunkuje powodzenie rozwoju myślenia matematycznego.
Co ciekawe - wiele spośród nich na pierwszy rzut myśli nie kojarzy się specjalnie z liczeniem. (Tutaj artykuł na ten temat).
Co zatem robiliśmy?

1. Rytmy
    Wychwytywanie powtarzalności, prawideł jest niezbędne do nauki liczenia i mierzenia. 
  • Tańczyliśmy więc wg. układu (kroki w lewo, kroki w prawo, do przodu, do tyłu, skoki).
  • Śpiewaliśmy piosenkę z pokazywaniem (jeden wers-jeden gest).
  • Sam-na-sam z Orą układałyśmy też rytmy obrazkowe (świnka-słonik-świnka-słonik, czy jabłko-gruszka itp...)
     2. Orientacja w przestrzeni, wyczucie własnego ciała
    • Wykonywaliśmy ćwiczenia w ramach metody  ruchu rozwijającego Weroniki Sherborne. Np. pakowaliśmy paczkę - mama z dziecka i (niektórzy) dziecko z mamy, robiliśmy tunel, którym pełzały pełzaki, jeździliśmy po podłodze pleckami i brzuszkami, turlaliśmy się, lataliśmy wysoko, pod sufitem i nisko, przy podłodze, pokazywaliśmy i nazywaliśmy części ciała - na dziecku, na mamie, na misiu.
    • Tańczyliśmy swobodnie
    • Bawiliśmy się chustą animacyjną - ciągaliśmy na niej (dzieci miały możliwość ciągać i być ciągnięte), bujaliśmy, zawijaliśmy i odwijaliśmy, przykrywaliśmy i zasłanialiśmy.
    • Chodziliśmy boso (w marcu!) po piasku i trawie, kamieniach i patykach, i brodziliśmy w jeziorze.
    • Pląsaliśmy pląs (piosenka z pokazywaniem) "Idzie zuch".
    • Indywidualnie z Orą bawimy się też okazjonalnie (czyli przy okazji) w ćwiczenie położenia wobec obiektu, np. "Połóż chustkę mamie na głowie. A teraz pod krzesłem. Obok misia. Za kanapą. (ulubione)" Itp., itd.
    • Nazywam Jej kierunki, kiedy skręcamy - mówię "pójdziemy w lewo, skręcimy w prawo" - póki co bez większych sukcesów. Ćwiczymy też rozeznanie co do tego, co jest na dole, a co na górze (patrzymy we właściwym kierunku, naklejamy obrazek samolotu na górze kartki, a ślimaczka na dole itp.)




      3. Klasyfikacja
          To jeszcze dla nas daleeeeeeeeeeeeeeeeeeka przyszłość, ale już segregujemy, tworzymy pierwsze zbiory, porządkujemy.
      • Układaliśmy razem - misie do misiów, kamyki do kamyków, wyciorki do wyciorków itd.
      •  Każdej lali dawaliśmy jabłuszko.
      • Na obrazku kotka układaliśmy rybki, a na króliku - marchewki (przyznam szczerze, że to akurat szło średnio :D).
      • Z Orą nazywamy też kształty. Umie pokazać/nazwać kółko, serduszko, gwiazdkę, niekiedy trójkąt, ale kwadrat pozostaje tajemnicą ;)
      Bo dzieci lubią matematykę, a matematyka lubi... się przebierać za zabawę :D
        Ehh...
        Meta majaczy na horyzoncie:
        KWIECIEŃ – na warsztatach będzie historia bliższa i dalsza – może rodzinna, może lokalna, a może światowa, kto wie?
        MAJ – sztuki plastyczne mają głos
        CZERWIEC -  to będzie warsztat warsztatów
        Pin It Now!

        poniedziałek, 24 marca 2014

        Brzydka książka

        Dziś będzie notka o brzydkiej książce z brzydkimi wierszykami.

        Orka dostała ją w prezencie. To zbiór wierszyków, wyliczanek i rymowanek, z których większość pamiętam ze swojego dzieciństwa.

        Czemu piszę, że brzydka?
        Po pierwsze - w moim odczuciu ilustracje są niesamowicie szpetne. Sami popatrzcie:
        Jeden z Orki ulubionych :D
        Rymowanka - łaskotanka
        Ora zazulę darzy wielkim sentymentem.
        Po drugie - wierszyki w niej zawarte nie są typową literaturą "ad usum delphini". To szlagiery podwórkowe, wzbudzające chichoty pod trzepakiem. Sami poczytajcie:
        (tego Orze nie czytam)
        Tak, czy owak Aurora książkę uwielbia. Połowę rymowanek zna na pamięć. A i ja, przełamując niechęć do paskudków ilustracyjnych - lubię wracać do "moich" piaskownicowych przebojów.

        O tej książce, a także jej kontynuacji pisała także inna kudłata Głowa ;)

        "Pan Pierdziołka spadł ze stołka. Powtarzanki i śpiewanki."
        ilustracje: Kasia Cerazy
        Pin It Now!

        środa, 19 marca 2014

        Hałas zza ściany

        Zza ściany mojego mieszkania słyszę hałasy. Nie mówię o jakiejś tam rodzinnej sprzeczce. Tu regularnie ktoś kogoś tłucze. Znęca się. Słychać ciosy i jęki bólu. Nie jakieś tam poszturchiwania - ktoś tam walczy o życie.
        O, chyba sytuacja się odwróciła. Hałas przycicha. Ktoś wybiega z mieszkania, zbiega po schodach.
        Ktoś w środku ustawia z powrotem krzesła i szafki.

        Ej... To nie koniec.
        Ktoś idzie korytarzem tupiąc ciężkimi buciorami. Kopniakiem wywala drzwi do mieszkania obok.

        Uchylam swoje, zerkam ostrożnie. Widzę, że sąsiadka z naprzeciwka robi to samo. I ten facet, z mieszkania po lewej, wygląda przez szparę w drzwiach, zabezpieczonych łańcuchem.

        Po chwili z mieszkania za moją ścianą wyłazi wielki facet i zaczyna zmieniać tabliczkę na drzwiach.
        Tłucze młotkiem, wbijając gwoździe w pilśnię. Pierwotnego gospodarza (Znam go z widzenia, czasem mówimy sobie "cześć" mijając się w drzwiach. Choć nasi dziadkowie za sobą nie przepadali.) nie widać. Z głębi mieszkania słyszę tylko słabe "wszystko w porządku".

        Niedźwiedziowaty patrzy mi w oczy i szczerzy się w pełnym samozadowolenia uśmiechu.

        Nie bardzo wiem co powiedzieć.
        Zupełnie nie wiem, co robić.

        Wiecie, ja nie bardzo znam się na polityce.

        ...

        Kiedy "dział się" Majdan powiedziałam Przemkowi, że w czasach studenckich - tak, pobiegłabym, ale teraz - mając Córkę - zabarykadowałabym się w domu, a jego przykuła do kaloryfera.

        Powiedział: "Tak? Mając świadomość, że w dowolnej chwili ktoś w mundurze może wedrzeć się do Twojego mieszkania i zabrać - mnie, ciebie, ją - nie opowiadając się dokąd, ani po co?"

         I On, cholera, ma rację.

        Może w momentach takich zrywów, uniesień wolnościowych są ludzie, dzieciaki, którzy idą dla ideału, dla pięknych haseł, dlatego, że nie wypada nie pójść, albo bo idą znajomi.
        Ja jestem matką. Nie stać mnie na pójście za pięknym hasłem i ideologią.

        Ale dla szczęścia i wolności mojej Córki, dla Jej bezpieczeństwa, dla Jej przyszłości...

         ...

        Ja wiem, że to nie jest może tekst zbyt mądry, rozwiązujący światowe problemy, czy nawet wyjaśniający cokolwiek.
        To zapis luźnych myśli, które od pewnego czasu wciąż kłębią się w zakamarku mojej głowy. I którymi chciałam się podzielić.
        Bo wiecie... Ja się nie znam na polityce.
        Ale od jakiegoś czasu...

        boję się

        ...

        A Mistrz Ildefons na to:

        Pieśni

        IX
        "Matko, podnieś pięść do góry,
        miliard tych pięści ma ziemia.
        Chciałbym na czole twym chmury
        ocalić od zapomnienia"


        Pin It Now!

        poniedziałek, 17 marca 2014

        Niech się leje mleko!!!

        "UWAGA Proszę Państwa, proszę Państwa, uwaga - teraz, teraz, teraz, JUŻ!!!"
        pierwszy numer KWARTALNIKA LAKTACYJNEGO
        Przyjemnej lektury :)
        Pin It Now!

        czwartek, 13 marca 2014

        Mała, ale gorąca

        Dwa poniedziałki w łeb wzięły. Wiecie, wiosna te sprawy. Ale już się poprawiam.

        Dziś będzie o książeczce niepozornej, do której jednakowoż Ora zapłonęła wielkim uczuciem.
        Jakiś tydzień po tym, jak przeczytałyśmy ją po raz pierwszy Córa mamrotała coś do siebie, a w mamrotaniu owym dawał się słyszeć powtarzający refren. Po wsłuchaniu okazało się, że refrenem owym są... padające w książeczce przezwiska: "Kuba-buba, Sławek cipawek!" (org.: szczypawek - przypisy matczyne). Teksty: "Jestem człowiek - nie ma mnie!" oraz "Gorąca skorupa! Gorąca skorupa!", a także piosenka o bałwanku - urosły już do rangi kultowych.

        Nasz egzemplarz wiekowy jest, bo pamięta jeszcze moje dzieciństwo. Ora zdążyła też pozbawić go okładki. Nic to jednak nie zaszkodziło popularności historyjki.

        Nie wiem, co stanowi o "sile rażenia" tej książeczki. Są w niej (omijane przeze mnie w trakcie czytania) fragmenty o tym "kto namalował najładniej" i "kto jadł grzecznie, bo nie grymasił", ale umiarkowanie. Wydźwięk ogólny jest pozytywny, bo okazuje się, że szary, cichy Michał może mieć do powiedzenia coś mądrego, ciekawego i inspirującego. I może mieć fajną piżamę w zielone parowoziki, i śpiewać śmieszne piosenki. No i jest w nich o dinozaurach, i "Ptakach wielkich jak samoloty. Z zębami.".

        Tak, czy siak - Aurora ją uwielbia, więc dzieło godne było, by o nim napisać :D
        To, czego nasze wydanie (już) nie ma :)
        Urzekł mnie realizm ilustracji :D

        "Gorąca skorupa"
        Danuta Wawiłow
        ilustrowała: Hanna Czajkowska
        Pin It Now!

        piątek, 7 marca 2014

        Mleczną drogą do Warszawy

        W ostatni łikend lutego wiele się działo.
        Dokładniej: miały miejsce trzy ważne wydarzenia.
        Po pierwsze - Aurora odbyła swoją pierwszą (a zaraz potem drugą) podróż pociągiem. I to od razu do stolicy :)
        Dzięcielina zniosła obie wspaniale - w pierwszą stronę głównie śpiąc (jechaliśmy nocą), w drugą - rozwiązując zagadki logiczne, czarując współpasażerów, gadając jak najęta, bujając się w hamaku lub urządzając małpi gaj z rodzicielskich rąk i nóg.
        Do czego przydaje się chusta :D

        Druga, uroczysta okoliczność to pierwsze spotkanie "na żywo" redakcji Kwartalnika Laktacyjnego.
        Dream Team alias Siedem Wspaniałych
        Z większością Dziewcząt widziałam się po raz pierwszy na żywo. Takie spotkania ewidentnie służą naszej kreatywności, bo po za bardzo pozytywnymi emocjami wywiozłyśmy kuuuupę nowych (bardziej lub mniej szalonych i realnych ;) ) pomysłów. Czytelnicy i Czytelniczki - czujcie się ostrzeżeni ;)

        A okazją po temu wszystkiemu była konferencja pt. "Nierówne traktowanie w prawie młodych matek", zorganizowana przez firmę Medela i Fundacje: Siostra Ania oraz Mleko Mamy.

        Och!
        Kipiało.
        Wnioski i wrażenia ogólne?

        1. Poziom ignorancji, niedokształcenia i arogancji wielu (większości) przedstawicieli służby zdrowia jest żenujący. Nie! On jest skandaliczny!!!
        Dla wielu kobiet oczywistym jest, że wiarygodnych, rzetelnych wiadomości o laktacji powinno się szukać u lekarza rodzinnego, ginekologa czy położnej. Niestety, smutna prawda płynąca z doświadczeń zebranych na sali kobiet jest taka, że to ostatnie miejsce, gdzie warto pytać o KP.

        2. Jeśli chodzi o regulacje prawne - nie jest tragicznie.
        Och, oczywiście nie jest to jeszcze stan idealny. Np. oburzył mnie fakt, że szczególna ochrona KP, czyli kontakt skóra-do-skóry podczas pierwszych dwóch godzin po porodzie, diagnozowanie i rozwiązywanie problemów laktacyjnych, ocena poprawności odruchu ssania - prawnie przysługuje jedynie po porodzie fizjologicznym. Czyli już kobieta, która miała np. nacięte krocze, nie wspominając o takich przypadkach jak nasz, czy o planowych cesarkach - nie jest takimi przepisami objęta. Generalnie możemy się gonić, po co ktoś miałby się troszczyć o nasze mleko! Czujecie poziom absurdu???

        Niemniej te przepisy zmieniają się z roku na rok (naprawdę, sama byłam zdziwiona) i jest coraz lepiej.

        Inna sprawa, że z ich realizacją w szpitalach bywa na ogół źle lub fatalnie.
        Echhh...

        3. Dużym zawodem były dla mnie wiadomości o rodzimych organizacjach pozarządowych, których statutowym zadaniem jest promowanie naturalnego karmienia. Przykre, ale obraz sprawy jest taki, że robią nic lub niewiele. Są skostniałe i często nie nadążają za rzeczywistością. Mają w zarządach (cytuję) "emerytowanych doktorów" i trzeba ich "zachęcać do działania" oraz im "wybaczyć".
        No cóż, nie zamierzam.
        Z przeproszeniem Waćpaństwa - nająłeś się za psa - to szczekaj. Nie będę marnować czasu i energii na kogoś, komu się działać nie chce, "bo może mu się zachce". Wolę robić coś, co ma wymierny efekt. Wolę działać z tymi, którym się chce (choć wcale nie musi) Dziewczęta Kwartalnikowe, Panie Tomaszu, Siostry Blogerki i Laktoterrorystki - chapeau bas!

        4. Potężna dyskusja rozgorzała (z - a jakże - i moim skromnym udziałem ;D), na temat dróg popularyzacji naturalnego karmienia. Mamy różne opinie, związane z tym jaką same wybrałyśmy. Inna będzie polityka promocji dla kampanii społecznej, inna dla dużej firmy, inna dla bloga.
        Dla jednych będzie to opcja małych kroków, żeby nie odstraszyć niezdecydowanych, dla których np. karmienie przez 2 lata jest już egzotyczną abstrakcją. Dla innych (w tym dla mnie) takie ujmowanie sprawy jest nie do przyjęcia. Piszę o swoich doświadczeniach i poglądach. Gdybym nagle zaczęła się kierować polityczną poprawnością, nie pisała o tym, że karmienie ponad dwa lata to nie jest "długie" karmienie, tylko karmienie zupełnie normalne i naturalne, co więcej fajne, zdrowe i wygodne, gdybym przyjęła jakieś sztuczne tabu, bo komuś się nie udało i może się poczuć dotknięty, albo nie jest gotowy na taki światopogląd - straciłabym największe blogerskie dobra, czyli wiarygodność i autentyczność.

        Nie - w kwestii lakterrorystycznej berserkerki nie liczcie na zmiany. Ostatecznie (ku mojej cichej rozpaczy ;D) Chabazie nie są jeszcze na liście lektur szkolnych, więc nikt ich czytać nie musi - może sięgnąć do źródeł mniej "kontrowersyjnych".

        5. Po raz setny i milionowy: mówienie o terroryzmie laktacyjnym w tym kraju, w zalewie krowo-puszkowej propagandy w mediach, szkołach rodzenia, szpitalach i przychodniach, przy zerowym wsparciu dla KP ze strony Państwa, w świetle dramatycznie niskich statystyk dot. naturalnego karmienia niemowląt - jest szczytem hipokryzji. Za to marketingowcom krowy w puszce należy się Nobel.

        6. "Miksowanie kontentu" (ale w sensie że treść, nie że zadowolenie ;D) to hasło które zapamiętałam z prezentacji współtwórcy serwisu "Dzieci są ważne". Prezentacji ciekawej, choć IMO, że się tak wyrażę, nie do końca chyba trafionej, jeśli o target idzie. Ale może się mylę.
        Autorefleksja: nie jestę mikserę ;)

        7. Jeszcze odnośnie dróg promowania Karmienia Piersią. Czy należy je promować wśród matek i kobiet w ogóle, czy walczyć o nie "na górze" wśród prawodawców, zarządzających służbą zdrowia etc.?
        Rany Julek! WSZĘDZIE należy je promować. I CUDOWNIE że są takie, co się zajmą jedną stroną i tacy, co wezmą się za drugą! A jak jeszcze mogą się na tych drogach wzajemnie wspierać - to już w ogóle bosko :D
        Niezmiernie ważne, ba - kluczowe jest to, żeby kobieta miała zaufanie do siebie, pewność własnych kompetencji i praw, żeby wierzyła własnej intuicji i miała wsparcie innych kobiet.
        I ważne jest to, żeby na każdym etapie mogła się zwrócić do WYEDUKOWANYCH fachowców i specjalistów, żeby jej prawa były faktycznie respektowane, żeby nie musiała walczyć o każdą, najoczywistszą sprawę.

        Jest tyle kobiet, które próbowały ale im się nie powiodło. I ZAWSZE mają poczucie winy, bez względu na przyczynę. A czasem wystarczyłaby właśnie odrobina wsparcia, rzetelna informacja.

        Każdy sposób, żeby to zmienić - jest dobry.

        8. Choć jechałam nastawiona na zupełnie inne spotkanie (raczej pracę nad projektem, nad konkretnymi działaniami), to wracałam bez rozczarowania.
        Konferencja skupiona na budowie kapitału społecznego była spójna, przemyślana, świetnie zorganizowana logistycznie (Olu - ukłony). Geny Przewodniczącej Loży Szyderców tkwią głęboko w strukturach mojego DNA.Tym fajniej, że nie znalazły tu dla się materii do aktywizacji :D

        Po podróży trzeba się odświeżyć ;)
        Nowe zastosowania Symfonii - pchacz.
        Lornetka
        Aparat

        Po bitwie na poduszki. Tatko był zbyt skąpo odziany, żeby go publikować ;)
        Oby więcej takich, merytorycznych, nie sponsorowanych przez puchę wydarzeń.
        Oby więcej spotkań z ludźmi pełnymi pasji, zaangażowania, kreatywności i mocy.
        Oby więcej i więcej o KP.

        P.S. Wszystkie zdjęcia wrzuciłam do jednego folderu i za chińskiego boga nie pamiętam kto robił które. Autorzy w kolejności przypadkowej: Alicja, Żaneta, Hafija, Magda, Przemek i Ja :D

        P.S.2 Powinnam napisać coś w stylu, że ten wyjazd nie byłby możliwy gdyby nie... (i tu lista sponsorów ;D), ale prawda jest taka, że ten wyjazd nie byłby możliwy, gdyby nie mój cudowny, nie-do-końca-jeszcze-zdrowy Mąż, który wybrał się z nami w dzikie wojaże z lekami w walizce. :*
        Pin It Now!

        sobota, 1 marca 2014

        Czy stanę?

        Dzień taki błękitny. Wiosna i radość w powietrzu. Mogę iść z Córką nad rzekę. Mogę zanurzyć dłonie w wodę i w trawę.

        A kiedy błękit ściemnieje w granat i zabłysną światła nieba, mogę zasnąć spokojnie i bez lęku, przytulona do Męża, obejmując Dziecko, nie bojąc się że zło zakłóci nasz sen.

        Jakiego trzeba hartu, żeby zostawić to wszystko. Żeby "zachować się jak trzeba"?

        Nie chcę się tego wiedzieć.

        ...
        Nie uczono mnie o nich w szkole.
        Sama szukałam informacji, jeszcze w "przedinternetowych" czasach.

        Pamięć o Nich nie jest dla mnie obowiązkiem.
        Raczej koniecznością.
        Kim byłabym nie pamiętając?
        ...

        1 marca - Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych

        ...






        (Przesłuchajcie do końca. Warto.)
        Pin It Now!