poniedziałek, 25 listopada 2013

Dziecko na Warsztat kulinarny, czyli Me Gusta!

Z tym warsztatem miałam niejaki problem, gdyż... Taki warsztat, to my mamy na co dzień.

Zaczęło się od gotowania z Orką w chuście. Z własnej inicjatywy Ora kuchnią zainteresowała się, kiedy tylko zaczęła się samodzielnie przemieszczać z miejsca na miejsce. Najpierw to Jej zainteresowanie manifestowało się w otwieraniu dostępnych szafek i dokumentnym ich wybebeszaniu. Nieco później (jakoś przed pierwszym roczkiem bodajże) porwało Ją obieranie. Konkretnie cebuli i brukselki. Ściąganie suchych łusek było taką frajdą, że żadnej cebuli się nie upiekło. Jak chciałam, żeby poleżały dłużej w "koszulkach", to musiałam je chować w miejscu, dla małej szefowej kuchni niedostępnym. Również zdejmowanie z brukselki wierzchnich listków i przekładanie jej z miski do garnka (i z powrotem, i rozrzucanie po kuchni) okazało się pierwszoklaśną rozrywką.

Podążając za pasją Dziewczęcia, wygospodarowałam Córce jedną szufladę, w której miała swoje suszone owoce, chrupki i inne przekąski, a także półeczkę na regale, gdzie leżały wszelkie akcesoria przeznaczone do Jej użytku (a także te, które sama zdołała sobie przywłaszczyć, wszelkimi dostępnymi metodami).

Następnym etapem było odkrycie przez Nią szafki z przetworami. Przenoszenie słoików z półki na półkę, przestawianie, turlanie i ogólnie sianie zamętu, zajmuje Ją do tej pory.

Co do smaków - to, jako dziecko karmiące się metodą BLW - od początku tworzyła własne kompozycje i połączenia smakowe (np. mięsko maczane w szklance z wodą, albo racuch zanużany w zupie jarzynowej).

Jakoś "w międzyczasie" zaproponowałam Jej zabawę w mieszanie i zagniatanie. Najwcześniejszą potrawą Aurory był chleb (pieczemy własny, na zakwasie). Odtąd nawet w piaskownicy gniotła i wypiekała piaskowe chlebki (Które przykrywała ściereczką, wyrastała i dopiero wypiekała!) i ciasteczka. A potem gotowała zupy z pasternaku (zawiniętego z kuchni), kilku klocków i makaronu z ciastoliny.

Wbrew wielu specjalistom, osobiście jestem zdania, że BEZPIECZNA kuchnia to genialne miejsce do zabawy dla dzieci-z-rodzicami. Nawet tych niewielkich.

U nas to, czego nie można ruszać - leży tam, gdzie Dziecko nie sięgnie, a to, do czego można się dostać  - automatycznie jest dozwolone.

Ora może się bawić garnkami, warzywami, ściereczkami i foremkami. Może do woli korzystać ze swoich "zapasów".

Wysokość, na której zainstalowany jest piekarnik, początkowo gwarantowała pełnię bezpieczeństwa. Z czasem w prawdzie Orka "dorosła", żeby do niego sięgać, ale ma świadomość, że może być gorący i starannie omija go szerokim łukiem (choć nie dopuszczam do sytuacji, by została z nim - włączonym sam na sam).

Dodam jeszcze, że jedzenie jest chyba najlepszą zabawką, dającą takiej jakości stymulację polisensoryczną (pisałam już o tym przy BLW). Wzrok, smak, węch, dotyk, a nawet słuch (jak czym się mlaska, jak co chlupie, czy szeleści) - wszystko w pakiecie. A ile faktur, konsystencji, temperatur! Ge-nial-ne!

Ostatecznie wyszedł nam warsztat mocno pomarańczowy :D

W ramach warsztatów przygotowałyśmy:
Zanim się nakarmi brzuszek - trzeba nakarmić zakwas, żeby chlebek dobrze rósł. Nasz Bombelek ma już rok i miesiąc!

Teraz mieszamy i dajemy się najeść i podtuczyć (przez jakieś 8-10h)
Zakwas podrósł, więc dodajemy mu towarzystwo...

Teraz zaczyna się zabawa!
Tak się miącha!
Chlebek będzie :)

Ich kruchość jest kwestią dyskusyjną, ale pyszne są bezspornie :) I ten aromat...
Orka tak szybko siekała masło, że nóż się rozmazywał ;)

Dynia
Lawenda
Czas na wanilię
Zagniatamy
Wałkujemy
Wycinamy (tu wykrawaczkami do ciastoliny ;) )
 
Układamy
Posypujemy
 Pieczemy
Podziwiamy i...
JEMY! Na przykład siedząc w pudełku po klockach i zażywając zasłużonego odpoczynku ;)
 

Popcorn
 Absolutnie nie twierdzę, że to jedyne, co facet potrafi ugotować. Orkowy Tatko jest stworzeniem kulinarnie uzdolnionym, niemniej z przyczyn ograniczonej czasowości jego udział w projekcie ograniczył się do dania tyleż prostego, co efektownego ;) (oraz sporządzania dokumentacji zdjęciowej).
Popcorn robi się... wg instrukcji na opakowaniu.

Oni robili na patelni, ale można i w piekarniku i w mikrofali. Olej rozgrzali, ziarenka wsypali i pokrywką nakryli. Zapukało po chwili. Nawet nie posolili ;)
Ale jak kto lubi, to może i na ostro z chili, i z cynamonem, i z karmelem, i czym tam, co mu do głowy wpadnie, konsumować.
Pychota!

Suszone owoce na przekąskę
Staramy się eliminować cukier ze swojej diety. Toteż w domu Ora nie dostaje słodyczy. Za to pichcimy własnym sumptem rozmaite domowe smakołyki. Jednym z nich - banalnie prostym w wykonaniu i bardzo smacznym - są owocowe czipsy. W zasadzie są to po prostu bardzo szybko i bardzo mocno wysuszone owoce (Aurora przepada zwłaszcza za bananami).
Podobno można taki stan wysuszenia uzyskać w piekarniku, ale nie pytajcie mnie jak, bo nigdy mi się nie udało. Suszymy w suszarce (która genialnie sprawdza się też na śliwkach, pomidorach i grzybach, albo i pestkach z dyni). 

Przepis prosty jak instrukcja obsługi cepa dwuręcznego. Owoce w razie konieczności obieramy/wypestkowujemy, kroimy na nieprzesadnie cienkie plasterki, układamy luźno na tacce suszarki i suszymy przez noc (cytrusy potrzebowały ok. doby.
Pyszne i zdrowe :D
Tak, dwulatka używa PRAWDZIWEGO (niezbyt ostrego) noża. Do pełnego opanowania funkcji krojącej jeszcze nieco brakuje (póki co głównie struga ;) ). Ale od czegoś trzeba zacząć :)
Mama pomogła
Układamy, nie za ciasno...
Voila! (Banany, kiwi, jabłka i gruszki do zjedzenia, plasterki jabłek, pomarańcze, mandarynki i cytryna dla zapachu i dekoracji, obierki i gniazda z jabłek i gruszek w słoikach - na ocet.)
Syropy do kawy i deserów, które będą prezentami dla rodziny na Święta 
(ale ciiiiiii, to tajemnica!)
Tu, widzicie, mamy kłopot. Bo to prezenty niespodzianki są!
Przepisy na nie i fotorelacja ukażą się, ale... Dopiero po świętach. Powiem tylko, że baaaaaaaaaaaaaaaardzo pachną!

Przygotowałyśmy też poczęstunek dla latających gości
Jak w zeszłym roku, tak i teraz dokarmiamy ptaki. Zaczęłyśmy je oswajać z miejscem wykładania pokarmu już w październiku.
Żeby nie było - wierzę w prawa natury i że najsłabszy musi paść, żeby gatunek nie degenerował, i że ptaki same sobie świetnie poradzą.
Dokarmiam je dla czystej, egoistycznej radości ich bezczelnego podglądania. I w celu zapewnienia takiejż Córze.

Dokarmiamy przez CAŁĄ zimę, bez przerw (to ważne) tylko ziarnem i tłuszczem, chlebem (starannie wysuszonym) zdarza nam się jedynie okazjonalnie podtruwać kaczki, a i to baaardzo rzadko, bo u nas rzadko suchy chleb jest ;)

DZIECKO NA WARSZTAT
Przed nami jeszcze:
GRUDZIEŃ – zadbamy o rękodzieło na Boże Narodzenie
STYCZEŃ – warsztaty muzyczne
LUTY – logiczne myślenie górą!
MARZEC – królowa nauk – matematyka zawita na nasze warsztaty
KWIECIEŃ – na warsztatach będzie historia bliższa i dalsza – może rodzinna, może lokalna, a może światowa, kto wie?
MAJ – sztuki plastyczne mają głos
CZERWIEC -  to będzie warsztat warsztatów

P.S. Już dawno po Świętach, więc uzupełniam. Dla rodziny przygotowałyśmy prezenty samoróbki pod zbiorczy tytułem "sensoryczny zestaw upominkowy", a w nich m.in.
Syrop kokosowy
Syrop piernikowy
Syrop mojito
Syrop imbirowy
Kruche ciasteczka
Kruche ciasteczka lawendowe
Pierniczki
Kokosanki
Syrop piernikowy
Pin It Now!

niedziela, 17 listopada 2013

Gimlea

Czy wiecie, że mam w poczekalni notki, zalegające od września?
Mam, ale nie mam kiedy siąść do nich, bo ciągle coś nowego wyskakuje.
Ale czas tej nadszedł ;) No i nie mogłam cudnych jagienkowych zdjęć trzymać dalej w ukryciu :D

Sagi mówią ustami wieszczki, że nadejdzie Ragnarok. W wielkiej bitwie zginą bogowie, ludzie, elfy, krasnoludy, olbrzymy i potwory. Spłonie Yggdrasill - drzewo światów. Skończy się i zginie stary świat.

Ale to nie koniec wieszczby.

"Nad powszechną pożogą zatoczy łuk magiczny orzeł. Na ten znak płomienie opadną, a spod fal wyłoni się zazieleniona ziemia."
Artur Szrejter "Mitologia germańska"

Dwoje ludzi ocaleje. Przetrwa też, bądź wróci z zaświatów kilkoro bogów. Ci wzniosą dla siebie nową siedzibę. Jej nazwa oznaczać będzie "ochronę przed ogniem".

"Salę widzę od słońca piękniejszą,
Dach złotem kryty na Gimlei.
Sprawiedliwi tam mieszkać będą,
Szczęścia wiecznego doznawać będą."
Voluspa 59-66

 No i czy mogliśmy znaleźć lepszą nazwę dla rodzinnej grupy rekonstruującej "życie i twórczość" wikingów? Oczywiście że nie ;)

Grupa miała w założeniu być rodzinna, czyli składać się z członków jednej rodziny. Naszej konkretnie. 
Jednakowoż krok po kroku okazało się, że będzie to grupa rodzinna tzn. zrzeszająca rodziny. Cztery (póki co). W sumie czternaście osób. Sześcioro poniżej piątego roku życia (a i to dlatego, że jeden taki czterolatek zawyża średnią ;) ).
BOSSSKO w pełnym tego słowa znaczeniu.

 O tym jak wpadłam po uszy w rekonstrukcję już było tutaj.

Dziś dopiszę tylko, że odtwarzanie-z-dzieckiem to zupełnie inna jakość (równie, a może niemal bardziej fantastyczna :D).
A odtwarzanie z grupą dzieciatych znajomych to już w ogóle cud, miód i kwas chlebowy :D

Odtwarzamy stroje, broń i sprzęty, życie codzienne, właśnie rodzinne, co nas do pewnego stopnia wyróżnia, bo nie znam drugiej grupy, która miałaby aż tyle dzieci ;), kuchnię, walkę, kulturę niematerialną, prace domowe, codzienne i rzemiosło.

A tutaj fotorelacja z I (wrześniowego) thingu Gimlei :)
 
(lunulkę z branki słowiańskej zdarłam, bom się powstrzymać nie mogła)
Sagittarius

(zasłyszane od Jagienki) Ora wracała do domu ze Starszym i z Jagienką. W pewnej chwili złapała Starszego za rękę.  - Starszy do mamy: Ona mnie złapała za rękę! - Mama Starszego (vel Jagienka): Widzisz, widocznie ci zaufała. - Starszy do Orki: Zaufałaś mi? -Orka do Starszego: Nio.
Trzeba trzymać rękę na... mleku ;)
 
Idunn
Mam mroczne kalosze...
 
Una-Orka z zainteresowaniem śledziła jak Jagienka ustawia mnie do zdjęcia powyżej. Po czym zażądała osobistej sesji. Od tego czasu uwielbia pozować, przyjmuje pozy jakie sobie fotograf zażyczy i uśmiecha się na zawołanie :D
Starszy z mieczem - "Gimlea - następne pokolenie" ;)
Korciło nas, żeby przetestować pieczenie jeży w glinie, ale doszliśmy do wniosku, że na tyle osób to mięsa za mało i ostatecznie M. wypuścił dreptacza w krzaki. A życie mu ocalił, bo młodziak gnał środkiem ścieżki uczęszczanej przez psy i w bezpośredniej bliskości rzeki. A taki fajny Hot Hedgehog mógł być ;)
Pin It Now!